niedziela, 2 grudnia 2018

Per aspera ad astra. Rozdział 1.


Art. 2. § 1. Ociężale zajął miejsce na swoim czarnym, obrotowym fotelu, palcem wskazującym luzując nienagannie zawiązany krawat. Odetchnął z wyraźną ulgą i spojrzał w stronę okna, które znajdowało się może metr od biurka, przy którym siedział.
Padało.
To był kolejny dzień, w którym ulewa nie miała końca. Sam nie rozumiał, dlaczego pogoda tak bardzo dawała mu w kość. W końcu dobrze się odżywiał. 
Czas spędzony w pracy poświęcił głównie na dręczeniu sekretarki w sprawie tabletek przeciwbólowych i kaw, które miały uśmierzyć narastający ból głowy. Mężczyzna był profesjonalistą przed klientami, ale już przed średniego wieku kobietą zaczynał majaczyć. Potrafił się z nią przegadywać w sprawie ilości spożytych substancji, irytując coraz bardziej niepodporządkowaniem podwładnej. Niemniej jednak to właśnie jej zachowanie sprawiło, że została zatrudniona. W końcu należała do nielicznego grona kobiet, które nie faworyzowały Uchihy i nie widziały w nim boga. Solidnie wykonywała powierzone obowiązki, czasami skutecznie mu dogryzając. Nie bała się wyrazić swojej opinii i za to ją właśnie cenił. Potrafił jej zaufać i dzięki temu wielokrotnie zajmowała się porządkowaniem jego spraw, informowała również o umówionych spotkaniach i zakręconych klientach, którzy niespodziewanie chcieli się z nim zobaczyć. Mógł na niej polegać. 
Kochał swoją pracę, a sam był znanym adwokatem diabła. Każde jego pojawienie się w sądzie zwiastowało napiętą atmosferę w oczekiwaniu na kolejne przedstawienie w wykonaniu mistrza w swojej dziedzinie, najmłodszego Uchihy. Wygrywanie miał we krwi, sukcesy również. Był niezastąpiony i nieobliczalny. Jeszcze nie zdarzyło mu się przegrać.
Odchrząknął, chcąc w ten sposób pozbyć się nieprzyjemnej guli w gardle, która z każdą minutą uwierała go coraz bardziej. Zerknął na dno czarnego kubka, w którym jeszcze chwilę temu znajdowała się bodajże owocowa herbata i dostrzegając w nim pustkę, westchnął ze zrezygnowaniem. Puścił uchwyt i oparł się bardziej o fotel, który pod wpływem ciężaru mężczyzny wygiął się nieznacznie do tyłu z zamiarem dania większego komfortu. Przymknął oczy i nikle się uśmiechnął na samo wspomnienie pięknych, jeszcze z samego rana świdrujących go z pożądaniem tęczówek.
Miał na tyle pieniędzy, by po tokijskich ulicach poruszać się luksusowym samochodem, a poza jego bezpieczną strefą, przed deszczem czy śniegiem, chronić się aktówką i specjalnie skrojonym płaszczem, który idealnie kreślił jego szerokie ramiona. Miał też wysoką, gwarantującą całkiem normalne godziny pracy, posadę. Nie musiał się więc przejmować dodatkowym stosem dokumentów, które zazwyczaj były wypełniane przez stażystów w ciasnych, jednoosobowych boksach. Takowy etap miał już dawno za sobą i obecnie szczycił się mianem starszego partnera. Z uwagi na szczególną wartość dla kancelarii, jako wspólnik miał oddzielny gabinet i był odpowiedzialny za najważniejsze sprawy. Uczestniczył w spotkaniach i uzgadniał warunki współpracy z grubymi klientami. Reprezentował biuro poza jego murami i trudno nie wspomnieć o dającym satysfakcję fakcie, że jego nazwisko było rozpoznawalne w całym kraju oraz zdobiło ścianę przy głównym wejściu wieżowca. Rodzina Uchiha była szanowana, a on, jako najmłodszy z potomków, przynosił zaszczyt i chwałę. 
Ponadto, w oazie zwanej domem witał go przepiękny uśmiech, pocałunek w policzek i niekiedy w usta, o ile nie zapominał gum do żucia, które były niczym antidotum na spożyty w pracy alkohol. Następnie zasiadał do obszernego stołu w salonie z zamiarem zjedzenia specjalnie przygotowanego dla niego posiłku, który jeszcze nie odbył się bez inteligentnych rozmów z żoną.
Podczas pracowitej aplikacji w rodzinnej kancelarii miał zaszczyt poznać swego anioła stróża, który uratował mu życie i był godny nosić jego nazwisko. Kobieta ta nosiła się elegancko, promieniowała swoim pięknem i nigdy nie zapominała o uśmiechu. Należała do kobiet wymarzonych, wręcz idealnych. Szybko obdarzył ją bezgranicznym zaufaniem, mając nadzieję, że ich wspólne życie nie będzie miało końca.

§ 2. Sprawną ręką oparł się o plastikowe krzesło, ze stoickim spokojem czekając na kogokolwiek, kto mógłby go w końcu zapisać na izbę przyjęć. Kolejka do recepcji nieubłaganie się dłużyła, a on sam zaczynał mieć dość marnowania czasu w szpitalu. Nienawidził tego miejsca tak bardzo, że zbierało mu się na wymioty. W dodatku był zmęczony, w jego żyłach krążyły promile. Dla urozmaicenia cierpienia jego prawa ręka nie dawała mu spokoju, coraz to mocniej paraliżując bólem połowę umięśnionego ciała. Mężczyzna był zawzięty. Pod żadnym pozorem nie pozwolił sobie na jakikolwiek grymas, który zdradziłby jego walkę z samym sobą. Pozostał nieugięty i jedynie nieco trzęsąca się noga mogła wywlec na światło dzienne jego niekorzystne położenie. 
Westchnął i niekontrolowanie się zachwiał, trącając ramieniem stojącą przed nim kobietę. Z ściśniętą szczęką posłał jej przepraszające spojrzenie i intuicyjnie zerknął w stronę otwierających się drzwi. Zmarszczył niebezpiecznie czoło, gdy dostrzegł w nich anioła. 
Gwałtownie potrząsnął głową, mocniej przytrzymując się oparcia krzesła. Chciał w ten sposób wyrzucić z swojej głowy nierealne myśli i ponownie spojrzeć w to samo miejsce. Z westchnieniem rezygnacji przewrócił oczami, gdy tym razem przed nim ukazały się szklane przejście i staruszek opierający się o ramię jednego z dyżurujących doktorów. 
Straszny tłok był w tym szpitalu. 
Wiedział, że przesadził. Nie powinien tak zawzięcie delektować się alkoholem, a później wdawać w zażyłą dyskusję z facetem, który bezczelnie splunął na jego nazwisko. Był wściekły, gdy podważano jego umiejętności i mówiono, że cały sukces osiągnął dzięki wpływom rodziny. Gardził zazdrością, nienawidząc takiego zachowania. Jak gówniarz, nie potrafił sobie poradzić z uszczerbkiem na dumie i właśnie wtedy ponosił tego konsekwencje.

§ 3. — Obudź się, Sasuke.
Usłyszał jakby przez mgłę. 
— Sasuke, wstawaj. 
Tak bardzo nie chciał reagować, chcąc powrócić do wspomnień o najpiękniejszej kobiecie. 
— Przestań śnić o cyckach, bracie.
Jakby na zawołanie, rozmył się obraz uśmiechniętej kobiety, a upierdliwe szturchanie ramienia skutecznie sprowadziło go na ziemię.
Uniósł leniwie powieki, spoglądając na mężczyznę, który ot tak wprosił się do jego gabinetu. Nawet nie wziął pod uwagę, że mógł zakłócić jego należyty spokój. Przewrócił oczami, od razu rozpoznając tego natrętnego osobnika.
— Itachi — mruknął podirytowany obecnością mężczyzny, wciąż będąc rozłożonym niczym król na biurowym krześle. Sucho zapytał o powód jego nieoczekiwanej wizyty, ale ten, jakby nie wyczuł wyższości w głosie, olał sprawę i zmienił temat.
— Znów o niej myślałeś — bardziej stwierdził, niż zapytał. Nie był głupi i choć ich kontakt nie należał do najlepszych, znał go jak własną kieszeń. 
— Możliwe — znów mruknął i bacznie przyjrzał się zmieniającej mimice swojego rozmówcy. Starszy Uchiha wpatrywał się w niego z nikłym uśmiechem, ale tuż po chwili został on zastąpiony szeregiem śnieżnobiałych, oślepiających swoim blaskiem zębów. 
Wykorzystując moment nieuwagi, oparł się jedną nogą o brzeg obszernego biurka. Z krtani starszego z braci wydobyło się ciche westchnienie, gdy po raz kolejny dostrzegł na nim porządek. Przypuszczał nawet, że znajdujące się w stojaku pióra były wypełnione do pełna czarnym atramentem, jakby czekały na przydatność w składaniu istotnych podpisów.
Niespostrzeżenie skinął głową na ten profesjonalizm i spojrzał na zdobiący prawy nadgarstek zegarek. Nieco się przeciągnął i również poluzował krawat, gdy wybiła godzina dwudziesta trzecia. Mimo później pory oni wciąż siedzieli w kancelarii, na jej czterdziestym pierwszym, przedostatnim piętrze. Ostatnimi czasy dość często szczycili się swoją obecnością, gdy ich serca musiały nieco dłużej pozostać w pracy lub też na spotkaniu.
Zazwyczaj zasiadali na trzyosobowej kanapie, tuż przed szklanym stolikiem, na którym nie mogło zabraknąć srebrnej tacy ze szkockimi szklankami do whisky, samą osiemnastolatką i szklaną butelką wody. To na pewno była woda. Trust me.
Obecna sytuacja prezentowała się niebywale znajomo, bo już po kilku wymownych spojrzeniach delektowali się zacnym, przyjemnie drażniącym ich podniebienia trunkiem. Czarne marynarki zostały przewieszone przez oparcie fotela, z którego miało się świetny widok na szklane wejście do narożnego, niedawno ofiarowanego mu gabinetu. Nad będącym w jego centrum biurkiem znajdowały się trzy obrazy składające się w postać bogini sprawiedliwości i praworządności. Z lewej strony wisiał malunek z wagą, symbolem porównania dobrych i złych uczynków. Na środku znajdowała się sama Temida, a po prawej miecz, który odnosił się do sędziowskiej władzy. Przekaz uważał za klarowny, bo twarde prawo, ale prawo.
I w końcu zatrzymał wzrok na licznych kodeksach, które zdobiły sporej wielkości regał tuż za kanapą, na której siedzieli. Opierał się ramieniem o wygodny mebel, opuszkami palców bawiąc się prawie pustą, w kształcie tulipana szklanką. Z jego krtani wydobyło się ciche westchnienie, bodajże kolejne w ciągu ostatnich kilku minut. Czynił tak zawsze, gdy świdrował spojrzeniem po swej komnacie władzy, choć luksusowej i z przewagą srebrnej barwy, to jednak emitującą mroczną aurą. Zdawał sobie sprawę, że w końcu posiadł władzę, o której marzył, której wręcz pożądał. W końcu miał to, czego pragnął przez całe życie, ale w głębi serca coś nie dawało mu spokoju i burzyło niebywałą pewność siebie.
Sprawnym ruchem rozwiązał krawat i odłożył go na szklany stół, co nie uszło uwadze starszemu z mężczyzn. Uznał to za niegodne komentarza, gdyż przywykł do dziwnych zachowań Sasuke, w pełni je akceptując. Najważniejsze, że był najlepszy. Jeśli dziwaczne wybryki mu w tym pomagały, to nie miał nic przeciwko. W końcu geniusze bywali różni. 

§ 4. Ból narastał z każdą sekundą i na tyle, że nawet nie zauważył stojącego przed nim wózka inwalidzkiego. Jak na złość, musiał się o niego potknąć i wpaść w ramiona jakiejś pani doktor, nosem świdrując jej średniej wielkości dekolt. Nie ośmielił się narzekać, zwłaszcza że naprawdę przyjemna woń perfumy zaczęła drażnić jego nozdrza powodując, że zaczynał odpływać. Zadziałała na niego niczym narkotyk.
I co śmieszniejsze, nie usłyszał pisków. Nie dostał też z pięści w głowę. W poczekalni wciąż panował gwar, a mu samemu zaczęło się robić duszno. Powoli tracił umiejętność swobodnego oddychania, ale mimo to wciąż delektował się tym przyjemnym zapachem kwiatów wiśni, takim delikatnym, niebywale kuszącym. Nie mógł się powstrzymać przed ciekawością, do kogo należał i w końcu przed zadarciem głowy, co przyczyniło się do lekkich zawrotów. 
To był moment, w którym uznał, że wypił zdecydowanie za dużo. Przez głowę mu nawet przeszło, że ten dzień miał być tym świętym, w którym w końcu postanowiłby zaprzestać alkoholizacji, ale gdy choć na chwilę wracał jego zdrowy rozsądek, odpychał od siebie ten beznadziejny pomysł. 
— Posadźmy go na wózku. Nie dam rady tak dłużej — usłyszał spanikowany, lecz wciąż uroczy głos. Niczym lalka zajął miejsce na dwukołowcu i westchnął ciężko. Obraz zaczął mu się rozmazywać, a on sam czuł, jak jego głowa przechylała się w każdą z możliwych stron. Nie potrafił jej utrzymać w pionie i to bynajmniej nie ze zmęczenia. Czy to był jego limit? Czy to była ta granica, której nie powinien przekraczać? A może po prostu ból wykończył go na tyle, że ledwo trzymał się na nogach? To nie było istotne. Dla niego liczył się tylko ten anioł, który pochylał się nad nim z tym spanikowanym wyrazem twarzy. Nim odpłynął, mógł jeszcze spojrzeć na kawałek przylegających do siebie piersi, które uwydatniał niewielki dekolt szpitalnego uniformu. 

§ 5. — Kochasz ją. 
Usłyszał i skinął twierdząco głową. Nie zamierzał się z nim kłócić i choć nie był wylewny, kochał Sakurę ponad wszystko, co miał i nawet władza nie dawała mu takiej satysfakcji jak posiadanie tej wyjątkowej kobiety na wyłączność. Mimo że był zimnym człowiekiem, pragnął jej ciepła. Nie znał się na miłości. Chyba nie potrafił jej odpowiednio zdefiniować, ale mimo to wierzył, że ich związek był już tym na wieki. Nie interesowały go inne niewiasty, choć w przeszłości był kobieciarzem. Nie znał się na magii, ale wierzył, że Sakura była królową wróżek. 
— Nie sądziłem, że będę kiedykolwiek kochał. 
Sasuke był uznawany za wybitnie inteligentnego mężczyznę, któremu mało kto potrafił się przeciwstawić. Kobiety ustawiały się za nim sznurem i to właśnie te żegnał szybkim seksem. Świetnie się bawił i w młodości nie miał ochoty rezygnować z tak luksusowego życia. Młodszy Uchiha był specyficzny, bo beznamiętny i z totalnym brakiem szacunku do puszczalskich rówieśniczek, choć tych młodszych i starszych nie było mniej. Irytował go ten brak szacunku, ale w końcu olewał sprawę i korzystał z życia. 
Nie znał się na uczuciach i chyba nawet mu na tym nie zależało. Miał swoje sprawy na głowie i liczyła się dla niego tylko wygrana. Nie zwracał uwagi na cierpienie swoich rywali, bo sobie w końcu na nie zasłużyli. Nie unikał również wyjawiania prawdy, jeśli i ona była nieprzyjemna dla jego klientów. Gdy tylko mu sprzyjała, korzystał do woli. 
I nawet tej bezwzględności nie potrafiła zmiażdżyć. 
Ich relacja była nietypowa. Sprawiła, że się na nią otworzył. Potrafił powiedzieć o tym, co siedziało mu w sercu i nie odpychała go od siebie, gdy wręcz stawał się zimny jak bryła lodu. Starała się go zrozumieć, co z czasem przerodziło się w coś więcej, niż przypuszczał. Był nią zauroczony. 
Młodszy z prawników ze szklanką Macallana podszedł do sporej wielkości okna, wpatrując się w rozświetlone do granic możliwości ulice Tokio. Nawet o tak późnej porze panował na nich ruch i niekiedy sam się zastanawiał, czy to wszystko miało sens. Ludzie biegali za sobą, starali się i choć bywało dobrze, tak w pewnych momentach potrafili stwierdzić, że coś jednak nie pasowało. Jakby brakowało im elementu w układance i co gorsze, ot tak potrafili zrezygnować, nie chcąc niczego więcej. 
Czuł niepokój i to tak cholernie irytujący, że w pewnym momencie usłyszał obijającą się kostkę lodu o brzegi szklanki. Trzęsły mu się ręce i choć zawsze panował nad swoimi emocjami, tak teraz nie potrafił. Miał złe przeczucie, co i zostało zauważone przez Itachiego. Troskę pokazał ułożeniem dłoni na jego umięśnionym ramieniu. 
— Wracaj do domu — oznajmił, dostrzegając niecodzienne zachowanie brata. Również był zaskoczony nietypowym postępowaniem Haruno, bo o ile dobrze pamiętał, zawsze się o wszystkim informowali i byli wręcz nierozłączni. I przez to rozgoryczenie zapomniał o wypitym alkoholu. 

§ 6. — Sakura? — zapytał od razu na wejściu do ich luksusowego, ulokowanego w centrum miasta mieszkania. Zaniepokoiła go panująca w nim ciemność, ale postanowił się nią zbytnio nie sugerować. Nie potrafił jednak powstrzymać szybkiego bicia serca. Nietrudno stwierdzić, że była jego słabym punktem i to jeszcze tym jedynym. 
Nim wszedł w głąb mieszkania, pozbył się eleganckiego obuwia i zapalił jedną z mniejszych lamp, które miały za zadanie uczynić jego drogę na piętro bardziej bezpieczną. Nie brał pod uwagę napaści, bo drzwi były szczelnie zamknięte. 
Wiedział, że miała wrócić później. Pamiętał o konferencji i o tym, że obiecała się z nim zaraz po niej skontaktować. Niestety, ale nie otrzymał jakiejkolwiek wiadomości i nie sądził, by tak o go olewała. Nie wierzył również w rozładowaną komórkę, ale wolał wyjść na niedowiarka, niż dopuścić do tragedii. Jeszcze przed samymi drzwiami do ich sypialni tkwiły w nim resztki nadziei, że w niej spała. Smacznie i słodko, tak bezbronnie. I nawet ten upierdliwy, męczący go od samego rana ból głowy ustąpił, gdy zobaczył puste łóżko. 
Dlaczego? 
Co się stało?
Usiadł na miękkim posłaniu i przesunął dłonią po jedwabistej pościeli. Była zimna i toaletka, przy której zwykła się malować, nienaruszona. Wszystko było takie same, gdy jeszcze z samego rana opuszczali mieszkanie. 
Pozostał niewzruszony, chcąc w spokoju przeanalizować wszystkie możliwości. Czyżby go zdradzała? Czy nie dbał odpowiednio o kobietę, którą kochał ponad wszystko, co miał? Wiedział, że nie był wybitny w okazywaniu emocji. Niespecjalnie wychodziły mu kontakty z ludźmi, więc dlatego zachowywał się jak zachowywał. Stawiał na samorozwój i jakoś niespecjalnie był zainteresowany przyjaźniami, choć ich też miał jakoś magicznie dużo. 
—  Co znów spieprzyłem? —  wyszeptał. Odpowiedziała mu głucha cisza i sam nie wiedział, czy miał się czym przejmować. Dawał z siebie wszystko, by zadowolić Sakurę i choć tego po sobie nie pokazywał, naprawdę mu na niej zależało. Czyżby był najlepszy we wszystkim tylko nie w dbaniu o kobietę swojego życia? Nie wykluczał takiej możliwości, ale na pewno nie była ona tą ostateczną. 
Nigdy nie narzekała. 

§ 7. Poderwał się z posłania, gdy telefon mężczyzny w końcu rozbrzmiał w rytm jego ulubionej piosenki. Spojrzał na wyświetlacz i przewrócił oczami, odbierając niechciane połączenie.
— Natychmiast wracaj do kancelarii —  usłyszał zdenerwowany głos brata, nim zdążył się przywitać. Nie ukrywał zaskoczenia jego nagłą zmianą zdania, bo jeszcze kilka minut temu wręcz rozkazał mu powrócić do mieszkania. 
Nim odpowiedział, podrapał się w tył głowy. Dwoma palcami przetarł oczy i spojrzał na drewniany mebel w postaci stolika, na którym stał elektroniczny zegarek i ich wspólne zdjęcie ze ślubu. Przeklął siarczyście, gdy uświadomił sobie, że zasnął i to na dobrą godzinę. I nawet nie zdążył odpowiedzieć.
— Wkurwiać będziesz się na miejscu, więc zostaw to na później. Czekamy.
Właśnie tymi słowami pożegnał się z nim jego starszy brat, a on nie uzyskał jakichkolwiek informacji o tym, co się działo. Wciąż tkwił w nim ten nieprzyjemny niepokój i nim podniósł się z łóżka, sięgnął do szafki pod zdjęciem, wyciągając z niej szklane pudełko z tabletkami, bodajże na uspokojenie. Wysypał sobie ze trzy na dłoń i połknął je bez popicia.
Był niespokojny, a jego serce nieprzyjemnie uderzało w klatkę piersiową. Niekontrolowanie złapał się za lewą klapę marynarki i ciężko westchnął. Przyjrzał się pomarańczowemu opakowaniu i mocniej objął je w dłoni, ale nie na tyle, by pękło. W końcu wcisnął je do kieszeni spodni. 
Przyjrzał się zdjęciu odzianemu w złotą ramkę i nieznacznie się uśmiechnął, wspominając te dobre chwile, które miał zaszczyt spędzić z zapracowaną żoną. Jako ordynator szpitala miała wiele na głowie i jakoś niespecjalnie chciała z tego zrezygnować. Podobnie jak Sasuke i wciąż nie potrafił znaleźć odpowiedniego powodu, dla którego mogłaby go zdradzić. W końcu byli szczęśliwym małżeństwem i mimo ciężkiej pracy, znajdowali dla siebie czas. Wspólnie zasiadali do stołu, korzystali z jakichkolwiek zaproszeń i dzielili się swoimi problemami, jeśli takowe się pojawiały. Nie pamiętał nawet ich ostatniej kłótni i możliwe, że takowej nawet nie mieli. Sakura go zawsze chwaliła, a przed koleżankami wręcz ubóstwiała. Mówiła tylko o nim, ceniąc za wszystko, co miał. Traktowała go jako tego jedynego, a on czuł, że w końcu znalazł swoje miejsce na ziemi. Miejsce, do którego mógł należeć, więc dlaczego? Nie potrafił tego rozgryźć, a jego rozmyślania przerwał dzwonek telefonu. 
— Sprężaj się. Chodzi o Sakurę. Została aresztowana.
I właśnie taka wiadomość, która przyszła mu esemesem sprawiła, że wszystko, czym się zajmował poszło w niepamięć, a on sam już był w drodze do przedpokoju.

§ 8. Obudził się dosłownie na chwilę. Zdążył zauważyć, że leżał bokiem na zielonej kozetce i tyłkiem na wierzchu. Spodnie miał zsunięte do wysokości kolan i przez chwilę nie wiedział, co się z nim działo. W głowie wciąż mu szumiało, a ból ręki nie ustępował. Przed sobą widział tylko okrytą kafelkami ścianę, a drobna dłoń znajdująca się na jego ramieniu wcale go nie uspokajała. Miał ochotę się obrócić, ale jego ciało było tak ociężałe, że nawet nie mógł ruszyć palcem. 
Wtedy też sobie przypomniał o wcześniejszym zajściu, jak wdał się w bójkę na środku parkietu z kolesiem, który bezczelnie oznajmił, że niczego w życiu nie osiągnął, że wszystko, co miał zawdzięczał bogatej i wpływowej rodzinie. Najbliżsi znali prawdę. Sasuke dzielnie walczył o swoje, działając w pojedynkę. Stawiał na indywidualny rozwój i pod żadnym pozorem nie korzystał z dóbr krewnych. Był mężczyzną z zasadami i poleganie na innych nie wchodziło w grę. 
Czasami nazywano go hipokrytą, bo w końcu robił aplikację w rodzinnej, działającej od lat kancelarii. Nie zaprzeczał, ale i również nie potwierdzał. Tylko on znał prawdę i tak miało pozostać. 
— Spokojnie. Zaraz przestanie boleć — usłyszał wręcz anielski, niebywale znajomy mu głos. Nim poczuł nieprzyjemne ukłucie w pośladek i ponownie odpłynął, dostrzegł kilka kosmyków różowych włosów. 

§ 9. Mężczyzna tak się śpieszył, że zasiadając za kierownicą swojego sportowego samochodu, nawet nie pamiętał, czy zamknął drzwi do ich wspólnego mieszkania. Normalnie by się wrócił, ale nie to było najważniejsze. Chciał wiedzieć, co się stało, bo jeśli Sakura była w tarapatach, to musiał ją z nich wyciągnąć. W końcu nie tylko to jej obiecał przed ołtarzem. 

§ 10. Nie wiedział, na jak długo stracił przytomność. Gdy ponownie się obudził, był przypięty do kroplówki. Zapragnął zawołać pielęgniarkę, ale powstrzymała go przed tym nieprzyjemna gula w gardle, która skutecznie uniemożliwiła mu swobodne mówienie. Przyczyniła się też do paskudnych odruchów wymiotnych i nim się obejrzał, siedział już na łóżku z metalową nerką pod nosem. 
— Mówiłem, żebyś dał sobie spokój, ale miałeś wywalone.
Pobladł na powyższe słowa. Zrozumiał, że był naprawdę osłabiony, jeśli nie potrafił wyczuć obecności irytującego człowieka. To był jego starszy brat i choć nie miał zamiaru nawiązywać z nim kontaktu wzrokowego, to w końcu z kamiennym wyrazem twarzy spojrzał w stronę szpitalnego fotela, na którym siedział Itachi. Czarne włosy miał przerzucone do przodu i nawet w takim ułożeniu sięgały mu do pasa. Przewrócił oczami na widok kwitnącego króla, bo właśnie tak go zwykł nazywać. 
— Zamknij się, matole - powiedział ochryple i sam nie wiedział, czy go zrozumiał. Wywnioskował, że przez bardzo długi czas był pozbawiony jakichkolwiek trunków, bo aż bolał go cały przełyk. I najprawdopodobniej to było powodem, dla którego starszy z braci podniósł się z wygodnej posadzki i podszedł bliżej łóżka. Sięgnął po butelkę zimnej wody i po pozbyciu się nieszczęsnej zakrętki, która nieprzyjemnie sunęła się mu między palcami, nalał trochę niegazowanej zawartości do podłużnej szklanki. Dokonując wymiany za metalową nerkę, pozostał niewzruszony. 
Niespodziewanie dla Sasuke, przyłożył mu chłodną dłoń do czoła i ciężko westchnął.
— Odpocznij, bracie. Z samego rana musisz wrócić do pracy, bo klientka, ta twoja blondyneczka, nie daje nam spokoju, a wuj tak się wkurwia, że nie mam ochoty wpaść w jego sidła —  oznajmił ze spokojem i dwoma palcami, tym wskazującym i środkowym uderzył w czoło Sasuke. 
— Przynieś mi dokumenty — prawie, że rozkazał. Starał się nie zwracać uwagi na ten specyficzny, wielokrotnie ratujący sytuację między nimi, gest Itachiego. Nie rozumiał, ale szanował i dziękował. 
— Od porządnych klientów — powiedzieli jednocześnie, co wywołało nieznaczne uśmiechy na ich twarzach. Czasami rozumieli się bez słów.
— I lepiej zrób coś z ręką, bo nie mam ochoty się znów za ciebie tłumaczyć, gdy będziesz olewał temat - zaznaczył starszy z braci, nie chcąc i tym razem dać za wygraną. 

§ 11.  Nie wiedział, ile czasu zajął mu dojazd do potężnego wieżowca, w którym znajdowała się ich prestiżowa kancelaria, ale gdy tylko wysiadł z samochodu, czym prędzej ruszył w stronę obszernych drzwi wejściowych. Nie zwracał uwagi na deszcz, który skutecznie rozmazywał mu pole widzenia i moczył idealnie ułożone na żelu włosy. Na karku czuł nieprzyjemny chłód, ale i nim się nie przejmował, bo w głowie szumiały mu tylko słowa brata, jeszcze bezczelnie wysłane esemesem. 
W ledwo oświetlonym przez późną porę budynku, na jego parterze znajdował się ochroniarz, który za obszerną ladą pilnował wejścia do każdej z wind. Naokoło siebie miał monitory, kontrolując wszystko, co działo się na poszczególnych piętrach. Sasuke nie zwrócił na niego większej uwagi, chcąc czym prędzej zobaczyć się z partnerem zarządzającym, który miał władzę nad nimi wszystkimi. Gabinet kapitana znajdował się w głównej części kancelarii i to właśnie w nim zawsze byli przyjmowani najważniejsi klienci. I nieważne jak bardzo nienawidził tego człowieka, tym razem zagryzł zęby i w końcu przekroczył próg windy, która jechała jakoś wyjątkowo wolniej, niż jeszcze z samego rana. 
I wtedy nastąpiło bolesne zderzenie dwóch mężczyzn w garniturach, którzy przeklęli swoje rozgarnięcie w tak ważnej sprawie. Wyglądali, jakby się śpieszyli i Sasuke aż wysyczał imię niespodziewanej przeszkody, którą okazał się jego rodzony brat. Był wściekły. 
— Wuj czeka — rzucił krótką informacją i nie zwracając uwagi na promieniujący ból w okolicach ramienia, przepuścił brata przodem. Również nie wiedział, czego mógł się spodziewać, ale miał złe przeczucia. W końcu chodziło o ich panią Uchiha. 
Po kilku pewnych krokach, znaleźli się w oszklonym gabinecie partnera zarządzającego, do którego wszyscy odnosili się z szacunkiem, choć ciężko było stwierdzić z jakiego konkretnego powodu: czy z szacunku, a może strachu. W końcu był nieobliczany i bez serca. Potrafił nawet wysłać swoją żonę do więzienia. 
Po przekroczeniu progu nieskazitelnie czystej siedziby, bracia już na dobre zapomnieli o tkwiących w nich emocjach. I momentalnie wyczuli nieprzyjemną atmosferę.
— Ta twoja żonka, to niezłe ziółko, Sasuke — oznajmił krótko, lecz zaczepnie. — Mówiłem, że będą z nią same problemy. 
— Daj spokój, Madara. Nie tobie oceniać ich związek — wtrącił się Itachi, chroniąc tym samym brata i jego niepohamowany język. Nie chciał niepotrzebnej konfrontacji między geniuszami w rodzinie, dlatego nie miał zamiaru czekać na kolejną katastrofę. 
— Jak sprawa? Co z Sakurą? — odezwał się Sasuke, starając się iść śladami brata. Z każdą minutą wyłączał się coraz bardziej, ponownie prezentując swój profesjonalizm w prowadzeniu spraw. Przynajmniej na zewnątrz. Nikt nie wiedział, co się działo w jego wnętrzu. 
Madara pokręcił głową i po wręczeniu czerwonej teczki z logiem kancelarii, złączył ze sobą dłonie, opierając się łokciami o ciemny blat biurka. Nienawidził kobiet. Według niego tylko utrudniały mu pracę w dążeniu na sam szczyt. 

§ 12. — Przepraszam, czy widziała pani może pielęgniarkę z różowymi włosami? — zapytał na recepcji, gdy w czystych spodniach z czarnego dżinsu i białej koszuli opuścił pokój, w którym spędził ostatnie dwa dni. Wciąż doskwierały mu problemy z ręką, ale na pewno nie miał zamiaru się nią przejmować. Za murami tego przygnębiającego, pełnego chorób miejsca czekała na niego prestiżowa praca, za pomocą której już za kilka lat miał objąć władzę nad kancelarią i przekazać ją kolejnym pokoleniom. I jakie było jego zdziwienie, gdy dowiedział się, że jego anioł nawet nie widniał na liście pracowników i nie kojarzyli niewiasty o tak pięknym, ale i unikalnym kolorze włosów.  
Sasuke nie wierzył, że był na tyle pijany, by wyobrażać sobie kobietę w postaci anioła. Przecież nawet nie była w jego typie. Zastanawiał się nad tym, czy ona naprawdę istniała czy może jednak powinien ograniczyć alkohol. 
Wychodząc przed budynek szpitala, przeklął pod nosem, gdy po przeszukaniu torby nie odnalazł paczki z papierosami. 
— Więc jednak nie odnalazłeś swojego anioła stróża? — usłyszał od starszego brata, który opierając się bokiem o samochód, pomachał mu jeszcze opakowaniem Marlboro. 
— Nie przesadzaj. Możliwe, że po prostu jej nie znała — powiedział na jednym wydechu, gorączkowo analizując zaistniałą sytuację. 

Art. 3 § 1. Nie wiedział, co miał o tym wszystkim myśleć. Sakura nie należała do osób wylewnych i jakoś nie był przekonany do tego, co mu powiedziała. Wyczuł, że kłamała, bo w końcu znał ją jak własną kieszeń, a przynajmniej tak mu się zawsze wydawało.
— Więc jak się w końcu poznaliście? —  zapytał zaczepnie Itachi, ale chyba niespecjalnie mu to wyszło. Wiedzieli, że sprawa nie należała do najłatwiejszych, zwłaszcza że Haruno nie chciała z nimi współpracować. Na domiar złego ich przyjaciel, detektyw, wcale nie pomagał swoją prowokacją, bo przez te chore zagrania Sakura zrobiła się strasznie uszczypliwa. Przez moment nawet domagała się innego adwokata, woląc kogoś innego, niż swojego męża. Jakim cudem? Co się działo? 
— Sam chciałbym wiedzieć — oznajmił bez namysłu, wciąż się nad tym wszystkim zastanawiając. Jednocześnie skupiał się na drodze i coraz bardziej irytował nadchodzącym porankiem. Czas na przesłuchaniu bardzo szybko im zleciał i nawet nie spostrzegli, gdy na zegarach wybiła godzina siódma nad ranem. 
— Tak się tym wszystkim przejęliśmy, że alkohol z nas wyparował —  dodał półżartem długowłosy i oparł się łokciem o tapicerkę drzwi. Wpatrzył się w ożywiające miasto i aż ciężej westchnął. Nie potrafił zrozumieć tego zamieszania, które niespodziewanie spadło na ich barki. Co gorsze, nie wiedział, dlaczego Haruno miała na nich taki wpływ. Czasami odnosił wrażenie, że okręciła ich sobie wokół palca i w ten sposób miała ich na każde zawołanie. W razie problemów zawsze przychodzili z pomocą i co najlepsze, ich matka ją uwielbiała. Uważała, że tak szczerej kobiety jeszcze nie spotkała i Sasuke powinien się jej naprawdę mocno trzymać. Sakura była naprawdę piękna i dobrze wychowana. Niewyobrażalnym więc był ten gwałt, który przeżyła. I czy aby na pewno miał on miejsce? 
Ukradkiem zerknął na brata, który najwidoczniej myślał o tym wszystkim bardziej, niż on sam, ale nie było w tym nic dziwnego. W końcu chodziło o jego żonę, która w przeciągu jednego dnia potrafiła wywrócić ich życie do góry nogami. Byli małżeństwem od pięciu lat i czy naprawdę dopuściła się tak haniebnego czynu, jeśli nawet nie wspomniała o bolesnej przeszłości? I czy aby na pewno była tak bolesna, jeśli pozostawała niewzruszona na samo jej wspomnienie? 
To był naprawdę twardy orzech do zgryzienia. 
Ponownie westchnął.
— Wpadnij na kawę. Pomyślimy nad tym, co dalej — odezwał się zmęczony, ale nawet nie uraczył go swoim spojrzeniem. On również nie był wylewny, ale to i tak nie zmieniło faktu, że Itachi wręcz zgłupiał przez jego słowa. Rzadko kiedy zdarzyło im się dłużej rozmawiać i to na poważne tematy, ale jeśli już to robili, to naprawdę potrzebowali swojej pomocy. 
I nim jeszcze zaparkowali, dostrzegli otwarte drzwi do domu młodszego z braci. Posłali sobie wymowne spojrzenia i wtedy też Sasuke uświadomił sobie swoją głupotę. Jak się okazało, faktycznie zapomniał o zamknięciu drzwi i jednocześnie włączeniu alarmu. Jak mógł być tak rozkojarzony i dlaczego tak bardzo kochał Sakurę, że nie widział poza nią świata? Uderzył dłonią w chropowatą kierownicę, jeszcze przez chwilę siedząc w miejscu. Natomiast Itachi stał już przy wejściu do domu, dzwoniąc najprawdopodobniej na policję, nie chcąc czekać nawet minuty dłużej na kolejną tragedię w ich rodzinnej historii, która miała nadejść lada moment. 
Aby zobaczyć gadżety, najedź myszką na pustą przestrzeń pod tym napisem.