Muzyka: The Constellations - Perfect Day
Art. 2. § 1. Ociężale zajął miejsce na swoim czarnym, obrotowym fotelu, palcem wskazującym luzując nienagannie zawiązany krawat. Odetchnął z wyraźną ulgą i spojrzał w stronę okna, które znajdowało się może metr od biurka, przy którym siedział.
Padało.
To był kolejny dzień, w którym ulewa nie miała końca. Sam nie rozumiał, dlaczego pogoda tak bardzo dawała mu w kość. W końcu dobrze się odżywiał.
Czas spędzony w pracy poświęcił głównie na dręczeniu sekretarki w sprawie tabletek przeciwbólowych i kaw, które miały uśmierzyć narastający ból głowy. Mężczyzna był profesjonalistą przed klientami, ale już przed średniego wieku kobietą zaczynał majaczyć. Potrafił się z nią przegadywać w sprawie ilości spożytych substancji, irytując coraz bardziej niepodporządkowaniem podwładnej. Niemniej jednak to właśnie jej zachowanie sprawiło, że została zatrudniona. W końcu należała do nielicznego grona kobiet, które nie faworyzowały Uchihy i nie widziały w nim boga. Solidnie wykonywała powierzone obowiązki, czasami skutecznie mu dogryzając. Nie bała się wyrazić swojej opinii i za to ją właśnie cenił. Potrafił jej zaufać i dzięki temu wielokrotnie zajmowała się porządkowaniem jego spraw, informowała również o umówionych spotkaniach i zakręconych klientach, którzy niespodziewanie chcieli się z nim zobaczyć. Mógł na niej polegać.
Kochał swoją pracę, a sam był znanym adwokatem diabła. Każde jego pojawienie się w sądzie zwiastowało napiętą atmosferę w oczekiwaniu na kolejne przedstawienie w wykonaniu mistrza w swojej dziedzinie, najmłodszego Uchihy. Wygrywanie miał we krwi, sukcesy również. Był niezastąpiony i nieobliczalny. Jeszcze nie zdarzyło mu się przegrać.
Odchrząknął, chcąc w ten sposób pozbyć się nieprzyjemnej guli w gardle, która z każdą minutą uwierała go coraz bardziej. Zerknął na dno czarnego kubka, w którym jeszcze chwilę temu znajdowała się bodajże owocowa herbata i dostrzegając w nim pustkę, westchnął ze zrezygnowaniem. Puścił uchwyt i oparł się bardziej o fotel, który pod wpływem ciężaru mężczyzny wygiął się nieznacznie do tyłu z zamiarem dania większego komfortu. Przymknął oczy i nikle się uśmiechnął na samo wspomnienie pięknych, jeszcze z samego rana świdrujących go z pożądaniem tęczówek.
Miał na tyle pieniędzy, by po tokijskich ulicach poruszać się luksusowym samochodem, a poza jego bezpieczną strefą, przed deszczem czy śniegiem, chronić się aktówką i specjalnie skrojonym płaszczem, który idealnie kreślił jego szerokie ramiona. Miał też wysoką, gwarantującą całkiem normalne godziny pracy, posadę. Nie musiał się więc przejmować dodatkowym stosem dokumentów, które zazwyczaj były wypełniane przez stażystów w ciasnych, jednoosobowych boksach. Takowy etap miał już dawno za sobą i obecnie szczycił się mianem starszego partnera. Z uwagi na szczególną wartość dla kancelarii, jako wspólnik miał oddzielny gabinet i był odpowiedzialny za najważniejsze sprawy. Uczestniczył w spotkaniach i uzgadniał warunki współpracy z grubymi klientami. Reprezentował biuro poza jego murami i trudno nie wspomnieć o dającym satysfakcję fakcie, że jego nazwisko było rozpoznawalne w całym kraju oraz zdobiło ścianę przy głównym wejściu wieżowca. Rodzina Uchiha była szanowana, a on, jako najmłodszy z potomków, przynosił zaszczyt i chwałę.
Ponadto, w oazie zwanej domem witał go przepiękny uśmiech, pocałunek w policzek i niekiedy w usta, o ile nie zapominał gum do żucia, które były niczym antidotum na spożyty w pracy alkohol. Następnie zasiadał do obszernego stołu w salonie z zamiarem zjedzenia specjalnie przygotowanego dla niego posiłku, który jeszcze nie odbył się bez inteligentnych rozmów z żoną.
Podczas pracowitej aplikacji w rodzinnej kancelarii miał zaszczyt poznać swego anioła stróża, który uratował mu życie i był godny nosić jego nazwisko. Kobieta ta nosiła się elegancko, promieniowała swoim pięknem i nigdy nie zapominała o uśmiechu. Należała do kobiet wymarzonych, wręcz idealnych. Szybko obdarzył ją bezgranicznym zaufaniem, mając nadzieję, że ich wspólne życie nie będzie miało końca.
§ 2. Sprawną ręką oparł się o plastikowe krzesło, ze stoickim spokojem czekając na kogokolwiek, kto mógłby go w końcu zapisać na izbę przyjęć. Kolejka do recepcji nieubłaganie się dłużyła, a on sam zaczynał mieć dość marnowania czasu w szpitalu. Nienawidził tego miejsca tak bardzo, że zbierało mu się na wymioty. W dodatku był zmęczony, w jego żyłach krążyły promile. Dla urozmaicenia cierpienia jego prawa ręka nie dawała mu spokoju, coraz to mocniej paraliżując bólem połowę umięśnionego ciała. Mężczyzna był zawzięty. Pod żadnym pozorem nie pozwolił sobie na jakikolwiek grymas, który zdradziłby jego walkę z samym sobą. Pozostał nieugięty i jedynie nieco trzęsąca się noga mogła wywlec na światło dzienne jego niekorzystne położenie.
Westchnął i niekontrolowanie się zachwiał, trącając ramieniem stojącą przed nim kobietę. Z ściśniętą szczęką posłał jej przepraszające spojrzenie i intuicyjnie zerknął w stronę otwierających się drzwi. Zmarszczył niebezpiecznie czoło, gdy dostrzegł w nich anioła.
Gwałtownie potrząsnął głową, mocniej przytrzymując się oparcia krzesła. Chciał w ten sposób wyrzucić z swojej głowy nierealne myśli i ponownie spojrzeć w to samo miejsce. Z westchnieniem rezygnacji przewrócił oczami, gdy tym razem przed nim ukazały się szklane przejście i staruszek opierający się o ramię jednego z dyżurujących doktorów.
Straszny tłok był w tym szpitalu.
Wiedział, że przesadził. Nie powinien tak zawzięcie delektować się alkoholem, a później wdawać w zażyłą dyskusję z facetem, który bezczelnie splunął na jego nazwisko. Był wściekły, gdy podważano jego umiejętności i mówiono, że cały sukces osiągnął dzięki wpływom rodziny. Gardził zazdrością, nienawidząc takiego zachowania. Jak gówniarz, nie potrafił sobie poradzić z uszczerbkiem na dumie i właśnie wtedy ponosił tego konsekwencje.
§ 3. — Obudź się, Sasuke.
Usłyszał jakby przez mgłę.
— Sasuke, wstawaj.
Tak bardzo nie chciał reagować, chcąc powrócić do wspomnień o najpiękniejszej kobiecie.
— Przestań śnić o cyckach, bracie.
Jakby na zawołanie, rozmył się obraz uśmiechniętej kobiety, a upierdliwe szturchanie ramienia skutecznie sprowadziło go na ziemię.
Uniósł leniwie powieki, spoglądając na mężczyznę, który ot tak wprosił się do jego gabinetu. Nawet nie wziął pod uwagę, że mógł zakłócić jego należyty spokój. Przewrócił oczami, od razu rozpoznając tego natrętnego osobnika.
— Itachi — mruknął podirytowany obecnością mężczyzny, wciąż będąc rozłożonym niczym król na biurowym krześle. Sucho zapytał o powód jego nieoczekiwanej wizyty, ale ten, jakby nie wyczuł wyższości w głosie, olał sprawę i zmienił temat.
— Znów o niej myślałeś — bardziej stwierdził, niż zapytał. Nie był głupi i choć ich kontakt nie należał do najlepszych, znał go jak własną kieszeń.
— Możliwe — znów mruknął i bacznie przyjrzał się zmieniającej mimice swojego rozmówcy. Starszy Uchiha wpatrywał się w niego z nikłym uśmiechem, ale tuż po chwili został on zastąpiony szeregiem śnieżnobiałych, oślepiających swoim blaskiem zębów.
Wykorzystując moment nieuwagi, oparł się jedną nogą o brzeg obszernego biurka. Z krtani starszego z braci wydobyło się ciche westchnienie, gdy po raz kolejny dostrzegł na nim porządek. Przypuszczał nawet, że znajdujące się w stojaku pióra były wypełnione do pełna czarnym atramentem, jakby czekały na przydatność w składaniu istotnych podpisów.
Niespostrzeżenie skinął głową na ten profesjonalizm i spojrzał na zdobiący prawy nadgarstek zegarek. Nieco się przeciągnął i również poluzował krawat, gdy wybiła godzina dwudziesta trzecia. Mimo później pory oni wciąż siedzieli w kancelarii, na jej czterdziestym pierwszym, przedostatnim piętrze. Ostatnimi czasy dość często szczycili się swoją obecnością, gdy ich serca musiały nieco dłużej pozostać w pracy lub też na spotkaniu.
Zazwyczaj zasiadali na trzyosobowej kanapie, tuż przed szklanym stolikiem, na którym nie mogło zabraknąć srebrnej tacy ze szkockimi szklankami do whisky, samą osiemnastolatką i szklaną butelką wody. To na pewno była woda. Trust me.
Obecna sytuacja prezentowała się niebywale znajomo, bo już po kilku wymownych spojrzeniach delektowali się zacnym, przyjemnie drażniącym ich podniebienia trunkiem. Czarne marynarki zostały przewieszone przez oparcie fotela, z którego miało się świetny widok na szklane wejście do narożnego, niedawno ofiarowanego mu gabinetu. Nad będącym w jego centrum biurkiem znajdowały się trzy obrazy składające się w postać bogini sprawiedliwości i praworządności. Z lewej strony wisiał malunek z wagą, symbolem porównania dobrych i złych uczynków. Na środku znajdowała się sama Temida, a po prawej miecz, który odnosił się do sędziowskiej władzy. Przekaz uważał za klarowny, bo twarde prawo, ale prawo.
I w końcu zatrzymał wzrok na licznych kodeksach, które zdobiły sporej wielkości regał tuż za kanapą, na której siedzieli. Opierał się ramieniem o wygodny mebel, opuszkami palców bawiąc się prawie pustą, w kształcie tulipana szklanką. Z jego krtani wydobyło się ciche westchnienie, bodajże kolejne w ciągu ostatnich kilku minut. Czynił tak zawsze, gdy świdrował spojrzeniem po swej komnacie władzy, choć luksusowej i z przewagą srebrnej barwy, to jednak emitującą mroczną aurą. Zdawał sobie sprawę, że w końcu posiadł władzę, o której marzył, której wręcz pożądał. W końcu miał to, czego pragnął przez całe życie, ale w głębi serca coś nie dawało mu spokoju i burzyło niebywałą pewność siebie.
Sprawnym ruchem rozwiązał krawat i odłożył go na szklany stół, co nie uszło uwadze starszemu z mężczyzn. Uznał to za niegodne komentarza, gdyż przywykł do dziwnych zachowań Sasuke, w pełni je akceptując. Najważniejsze, że był najlepszy. Jeśli dziwaczne wybryki mu w tym pomagały, to nie miał nic przeciwko. W końcu geniusze bywali różni.
§ 4. Ból narastał z każdą sekundą i na tyle, że nawet nie zauważył stojącego przed nim wózka inwalidzkiego. Jak na złość, musiał się o niego potknąć i wpaść w ramiona jakiejś pani doktor, nosem świdrując jej średniej wielkości dekolt. Nie ośmielił się narzekać, zwłaszcza że naprawdę przyjemna woń perfumy zaczęła drażnić jego nozdrza powodując, że zaczynał odpływać. Zadziałała na niego niczym narkotyk.
I co śmieszniejsze, nie usłyszał pisków. Nie dostał też z pięści w głowę. W poczekalni wciąż panował gwar, a mu samemu zaczęło się robić duszno. Powoli tracił umiejętność swobodnego oddychania, ale mimo to wciąż delektował się tym przyjemnym zapachem kwiatów wiśni, takim delikatnym, niebywale kuszącym. Nie mógł się powstrzymać przed ciekawością, do kogo należał i w końcu przed zadarciem głowy, co przyczyniło się do lekkich zawrotów.
To był moment, w którym uznał, że wypił zdecydowanie za dużo. Przez głowę mu nawet przeszło, że ten dzień miał być tym świętym, w którym w końcu postanowiłby zaprzestać alkoholizacji, ale gdy choć na chwilę wracał jego zdrowy rozsądek, odpychał od siebie ten beznadziejny pomysł.
— Posadźmy go na wózku. Nie dam rady tak dłużej — usłyszał spanikowany, lecz wciąż uroczy głos. Niczym lalka zajął miejsce na dwukołowcu i westchnął ciężko. Obraz zaczął mu się rozmazywać, a on sam czuł, jak jego głowa przechylała się w każdą z możliwych stron. Nie potrafił jej utrzymać w pionie i to bynajmniej nie ze zmęczenia. Czy to był jego limit? Czy to była ta granica, której nie powinien przekraczać? A może po prostu ból wykończył go na tyle, że ledwo trzymał się na nogach? To nie było istotne. Dla niego liczył się tylko ten anioł, który pochylał się nad nim z tym spanikowanym wyrazem twarzy. Nim odpłynął, mógł jeszcze spojrzeć na kawałek przylegających do siebie piersi, które uwydatniał niewielki dekolt szpitalnego uniformu.
§ 5. — Kochasz ją.
Usłyszał i skinął twierdząco głową. Nie zamierzał się z nim kłócić i choć nie był wylewny, kochał Sakurę ponad wszystko, co miał i nawet władza nie dawała mu takiej satysfakcji jak posiadanie tej wyjątkowej kobiety na wyłączność. Mimo że był zimnym człowiekiem, pragnął jej ciepła. Nie znał się na miłości. Chyba nie potrafił jej odpowiednio zdefiniować, ale mimo to wierzył, że ich związek był już tym na wieki. Nie interesowały go inne niewiasty, choć w przeszłości był kobieciarzem. Nie znał się na magii, ale wierzył, że Sakura była królową wróżek.
— Nie sądziłem, że będę kiedykolwiek kochał.
Sasuke był uznawany za wybitnie inteligentnego mężczyznę, któremu mało kto potrafił się przeciwstawić. Kobiety ustawiały się za nim sznurem i to właśnie te żegnał szybkim seksem. Świetnie się bawił i w młodości nie miał ochoty rezygnować z tak luksusowego życia. Młodszy Uchiha był specyficzny, bo beznamiętny i z totalnym brakiem szacunku do puszczalskich rówieśniczek, choć tych młodszych i starszych nie było mniej. Irytował go ten brak szacunku, ale w końcu olewał sprawę i korzystał z życia.
Nie znał się na uczuciach i chyba nawet mu na tym nie zależało. Miał swoje sprawy na głowie i liczyła się dla niego tylko wygrana. Nie zwracał uwagi na cierpienie swoich rywali, bo sobie w końcu na nie zasłużyli. Nie unikał również wyjawiania prawdy, jeśli i ona była nieprzyjemna dla jego klientów. Gdy tylko mu sprzyjała, korzystał do woli.
I nawet tej bezwzględności nie potrafiła zmiażdżyć.
Ich relacja była nietypowa. Sprawiła, że się na nią otworzył. Potrafił powiedzieć o tym, co siedziało mu w sercu i nie odpychała go od siebie, gdy wręcz stawał się zimny jak bryła lodu. Starała się go zrozumieć, co z czasem przerodziło się w coś więcej, niż przypuszczał. Był nią zauroczony.
Młodszy z prawników ze szklanką Macallana podszedł do sporej wielkości okna, wpatrując się w rozświetlone do granic możliwości ulice Tokio. Nawet o tak późnej porze panował na nich ruch i niekiedy sam się zastanawiał, czy to wszystko miało sens. Ludzie biegali za sobą, starali się i choć bywało dobrze, tak w pewnych momentach potrafili stwierdzić, że coś jednak nie pasowało. Jakby brakowało im elementu w układance i co gorsze, ot tak potrafili zrezygnować, nie chcąc niczego więcej.
Czuł niepokój i to tak cholernie irytujący, że w pewnym momencie usłyszał obijającą się kostkę lodu o brzegi szklanki. Trzęsły mu się ręce i choć zawsze panował nad swoimi emocjami, tak teraz nie potrafił. Miał złe przeczucie, co i zostało zauważone przez Itachiego. Troskę pokazał ułożeniem dłoni na jego umięśnionym ramieniu.
— Wracaj do domu — oznajmił, dostrzegając niecodzienne zachowanie brata. Również był zaskoczony nietypowym postępowaniem Haruno, bo o ile dobrze pamiętał, zawsze się o wszystkim informowali i byli wręcz nierozłączni. I przez to rozgoryczenie zapomniał o wypitym alkoholu.
§ 6. — Sakura? — zapytał od razu na wejściu do ich luksusowego, ulokowanego w centrum miasta mieszkania. Zaniepokoiła go panująca w nim ciemność, ale postanowił się nią zbytnio nie sugerować. Nie potrafił jednak powstrzymać szybkiego bicia serca. Nietrudno stwierdzić, że była jego słabym punktem i to jeszcze tym jedynym.
Nim wszedł w głąb mieszkania, pozbył się eleganckiego obuwia i zapalił jedną z mniejszych lamp, które miały za zadanie uczynić jego drogę na piętro bardziej bezpieczną. Nie brał pod uwagę napaści, bo drzwi były szczelnie zamknięte.
Wiedział, że miała wrócić później. Pamiętał o konferencji i o tym, że obiecała się z nim zaraz po niej skontaktować. Niestety, ale nie otrzymał jakiejkolwiek wiadomości i nie sądził, by tak o go olewała. Nie wierzył również w rozładowaną komórkę, ale wolał wyjść na niedowiarka, niż dopuścić do tragedii. Jeszcze przed samymi drzwiami do ich sypialni tkwiły w nim resztki nadziei, że w niej spała. Smacznie i słodko, tak bezbronnie. I nawet ten upierdliwy, męczący go od samego rana ból głowy ustąpił, gdy zobaczył puste łóżko.
Dlaczego?
Co się stało?
Usiadł na miękkim posłaniu i przesunął dłonią po jedwabistej pościeli. Była zimna i toaletka, przy której zwykła się malować, nienaruszona. Wszystko było takie same, gdy jeszcze z samego rana opuszczali mieszkanie.
Pozostał niewzruszony, chcąc w spokoju przeanalizować wszystkie możliwości. Czyżby go zdradzała? Czy nie dbał odpowiednio o kobietę, którą kochał ponad wszystko, co miał? Wiedział, że nie był wybitny w okazywaniu emocji. Niespecjalnie wychodziły mu kontakty z ludźmi, więc dlatego zachowywał się jak zachowywał. Stawiał na samorozwój i jakoś niespecjalnie był zainteresowany przyjaźniami, choć ich też miał jakoś magicznie dużo.
— Co znów spieprzyłem? — wyszeptał. Odpowiedziała mu głucha cisza i sam nie wiedział, czy miał się czym przejmować. Dawał z siebie wszystko, by zadowolić Sakurę i choć tego po sobie nie pokazywał, naprawdę mu na niej zależało. Czyżby był najlepszy we wszystkim tylko nie w dbaniu o kobietę swojego życia? Nie wykluczał takiej możliwości, ale na pewno nie była ona tą ostateczną.
Nigdy nie narzekała.
§ 7. Poderwał się z posłania, gdy telefon mężczyzny w końcu rozbrzmiał w rytm jego ulubionej piosenki. Spojrzał na wyświetlacz i przewrócił oczami, odbierając niechciane połączenie.
— Natychmiast wracaj do kancelarii — usłyszał zdenerwowany głos brata, nim zdążył się przywitać. Nie ukrywał zaskoczenia jego nagłą zmianą zdania, bo jeszcze kilka minut temu wręcz rozkazał mu powrócić do mieszkania.
Nim odpowiedział, podrapał się w tył głowy. Dwoma palcami przetarł oczy i spojrzał na drewniany mebel w postaci stolika, na którym stał elektroniczny zegarek i ich wspólne zdjęcie ze ślubu. Przeklął siarczyście, gdy uświadomił sobie, że zasnął i to na dobrą godzinę. I nawet nie zdążył odpowiedzieć.
— Wkurwiać będziesz się na miejscu, więc zostaw to na później. Czekamy.
Właśnie tymi słowami pożegnał się z nim jego starszy brat, a on nie uzyskał jakichkolwiek informacji o tym, co się działo. Wciąż tkwił w nim ten nieprzyjemny niepokój i nim podniósł się z łóżka, sięgnął do szafki pod zdjęciem, wyciągając z niej szklane pudełko z tabletkami, bodajże na uspokojenie. Wysypał sobie ze trzy na dłoń i połknął je bez popicia.
Był niespokojny, a jego serce nieprzyjemnie uderzało w klatkę piersiową. Niekontrolowanie złapał się za lewą klapę marynarki i ciężko westchnął. Przyjrzał się pomarańczowemu opakowaniu i mocniej objął je w dłoni, ale nie na tyle, by pękło. W końcu wcisnął je do kieszeni spodni.
Przyjrzał się zdjęciu odzianemu w złotą ramkę i nieznacznie się uśmiechnął, wspominając te dobre chwile, które miał zaszczyt spędzić z zapracowaną żoną. Jako ordynator szpitala miała wiele na głowie i jakoś niespecjalnie chciała z tego zrezygnować. Podobnie jak Sasuke i wciąż nie potrafił znaleźć odpowiedniego powodu, dla którego mogłaby go zdradzić. W końcu byli szczęśliwym małżeństwem i mimo ciężkiej pracy, znajdowali dla siebie czas. Wspólnie zasiadali do stołu, korzystali z jakichkolwiek zaproszeń i dzielili się swoimi problemami, jeśli takowe się pojawiały. Nie pamiętał nawet ich ostatniej kłótni i możliwe, że takowej nawet nie mieli. Sakura go zawsze chwaliła, a przed koleżankami wręcz ubóstwiała. Mówiła tylko o nim, ceniąc za wszystko, co miał. Traktowała go jako tego jedynego, a on czuł, że w końcu znalazł swoje miejsce na ziemi. Miejsce, do którego mógł należeć, więc dlaczego? Nie potrafił tego rozgryźć, a jego rozmyślania przerwał dzwonek telefonu.
— Sprężaj się. Chodzi o Sakurę. Została aresztowana.
I właśnie taka wiadomość, która przyszła mu esemesem sprawiła, że wszystko, czym się zajmował poszło w niepamięć, a on sam już był w drodze do przedpokoju.
§ 8. Obudził się dosłownie na chwilę. Zdążył zauważyć, że leżał bokiem na zielonej kozetce i tyłkiem na wierzchu. Spodnie miał zsunięte do wysokości kolan i przez chwilę nie wiedział, co się z nim działo. W głowie wciąż mu szumiało, a ból ręki nie ustępował. Przed sobą widział tylko okrytą kafelkami ścianę, a drobna dłoń znajdująca się na jego ramieniu wcale go nie uspokajała. Miał ochotę się obrócić, ale jego ciało było tak ociężałe, że nawet nie mógł ruszyć palcem.
Wtedy też sobie przypomniał o wcześniejszym zajściu, jak wdał się w bójkę na środku parkietu z kolesiem, który bezczelnie oznajmił, że niczego w życiu nie osiągnął, że wszystko, co miał zawdzięczał bogatej i wpływowej rodzinie. Najbliżsi znali prawdę. Sasuke dzielnie walczył o swoje, działając w pojedynkę. Stawiał na indywidualny rozwój i pod żadnym pozorem nie korzystał z dóbr krewnych. Był mężczyzną z zasadami i poleganie na innych nie wchodziło w grę.
Czasami nazywano go hipokrytą, bo w końcu robił aplikację w rodzinnej, działającej od lat kancelarii. Nie zaprzeczał, ale i również nie potwierdzał. Tylko on znał prawdę i tak miało pozostać.
— Spokojnie. Zaraz przestanie boleć — usłyszał wręcz anielski, niebywale znajomy mu głos. Nim poczuł nieprzyjemne ukłucie w pośladek i ponownie odpłynął, dostrzegł kilka kosmyków różowych włosów.
§ 9. Mężczyzna tak się śpieszył, że zasiadając za kierownicą swojego sportowego samochodu, nawet nie pamiętał, czy zamknął drzwi do ich wspólnego mieszkania. Normalnie by się wrócił, ale nie to było najważniejsze. Chciał wiedzieć, co się stało, bo jeśli Sakura była w tarapatach, to musiał ją z nich wyciągnąć. W końcu nie tylko to jej obiecał przed ołtarzem.
§ 10. Nie wiedział, na jak długo stracił przytomność. Gdy ponownie się obudził, był przypięty do kroplówki. Zapragnął zawołać pielęgniarkę, ale powstrzymała go przed tym nieprzyjemna gula w gardle, która skutecznie uniemożliwiła mu swobodne mówienie. Przyczyniła się też do paskudnych odruchów wymiotnych i nim się obejrzał, siedział już na łóżku z metalową nerką pod nosem.
— Mówiłem, żebyś dał sobie spokój, ale miałeś wywalone.
Pobladł na powyższe słowa. Zrozumiał, że był naprawdę osłabiony, jeśli nie potrafił wyczuć obecności irytującego człowieka. To był jego starszy brat i choć nie miał zamiaru nawiązywać z nim kontaktu wzrokowego, to w końcu z kamiennym wyrazem twarzy spojrzał w stronę szpitalnego fotela, na którym siedział Itachi. Czarne włosy miał przerzucone do przodu i nawet w takim ułożeniu sięgały mu do pasa. Przewrócił oczami na widok kwitnącego króla, bo właśnie tak go zwykł nazywać.
— Zamknij się, matole - powiedział ochryple i sam nie wiedział, czy go zrozumiał. Wywnioskował, że przez bardzo długi czas był pozbawiony jakichkolwiek trunków, bo aż bolał go cały przełyk. I najprawdopodobniej to było powodem, dla którego starszy z braci podniósł się z wygodnej posadzki i podszedł bliżej łóżka. Sięgnął po butelkę zimnej wody i po pozbyciu się nieszczęsnej zakrętki, która nieprzyjemnie sunęła się mu między palcami, nalał trochę niegazowanej zawartości do podłużnej szklanki. Dokonując wymiany za metalową nerkę, pozostał niewzruszony.
Niespodziewanie dla Sasuke, przyłożył mu chłodną dłoń do czoła i ciężko westchnął.
— Odpocznij, bracie. Z samego rana musisz wrócić do pracy, bo klientka, ta twoja blondyneczka, nie daje nam spokoju, a wuj tak się wkurwia, że nie mam ochoty wpaść w jego sidła — oznajmił ze spokojem i dwoma palcami, tym wskazującym i środkowym uderzył w czoło Sasuke.
— Przynieś mi dokumenty — prawie, że rozkazał. Starał się nie zwracać uwagi na ten specyficzny, wielokrotnie ratujący sytuację między nimi, gest Itachiego. Nie rozumiał, ale szanował i dziękował.
— Od porządnych klientów — powiedzieli jednocześnie, co wywołało nieznaczne uśmiechy na ich twarzach. Czasami rozumieli się bez słów.
— I lepiej zrób coś z ręką, bo nie mam ochoty się znów za ciebie tłumaczyć, gdy będziesz olewał temat - zaznaczył starszy z braci, nie chcąc i tym razem dać za wygraną.
§ 11. Nie wiedział, ile czasu zajął mu dojazd do potężnego wieżowca, w którym znajdowała się ich prestiżowa kancelaria, ale gdy tylko wysiadł z samochodu, czym prędzej ruszył w stronę obszernych drzwi wejściowych. Nie zwracał uwagi na deszcz, który skutecznie rozmazywał mu pole widzenia i moczył idealnie ułożone na żelu włosy. Na karku czuł nieprzyjemny chłód, ale i nim się nie przejmował, bo w głowie szumiały mu tylko słowa brata, jeszcze bezczelnie wysłane esemesem.
W ledwo oświetlonym przez późną porę budynku, na jego parterze znajdował się ochroniarz, który za obszerną ladą pilnował wejścia do każdej z wind. Naokoło siebie miał monitory, kontrolując wszystko, co działo się na poszczególnych piętrach. Sasuke nie zwrócił na niego większej uwagi, chcąc czym prędzej zobaczyć się z partnerem zarządzającym, który miał władzę nad nimi wszystkimi. Gabinet kapitana znajdował się w głównej części kancelarii i to właśnie w nim zawsze byli przyjmowani najważniejsi klienci. I nieważne jak bardzo nienawidził tego człowieka, tym razem zagryzł zęby i w końcu przekroczył próg windy, która jechała jakoś wyjątkowo wolniej, niż jeszcze z samego rana.
I wtedy nastąpiło bolesne zderzenie dwóch mężczyzn w garniturach, którzy przeklęli swoje rozgarnięcie w tak ważnej sprawie. Wyglądali, jakby się śpieszyli i Sasuke aż wysyczał imię niespodziewanej przeszkody, którą okazał się jego rodzony brat. Był wściekły.
— Wuj czeka — rzucił krótką informacją i nie zwracając uwagi na promieniujący ból w okolicach ramienia, przepuścił brata przodem. Również nie wiedział, czego mógł się spodziewać, ale miał złe przeczucia. W końcu chodziło o ich panią Uchiha.
Po kilku pewnych krokach, znaleźli się w oszklonym gabinecie partnera zarządzającego, do którego wszyscy odnosili się z szacunkiem, choć ciężko było stwierdzić z jakiego konkretnego powodu: czy z szacunku, a może strachu. W końcu był nieobliczany i bez serca. Potrafił nawet wysłać swoją żonę do więzienia.
Po przekroczeniu progu nieskazitelnie czystej siedziby, bracia już na dobre zapomnieli o tkwiących w nich emocjach. I momentalnie wyczuli nieprzyjemną atmosferę.
— Ta twoja żonka, to niezłe ziółko, Sasuke — oznajmił krótko, lecz zaczepnie. — Mówiłem, że będą z nią same problemy.
— Daj spokój, Madara. Nie tobie oceniać ich związek — wtrącił się Itachi, chroniąc tym samym brata i jego niepohamowany język. Nie chciał niepotrzebnej konfrontacji między geniuszami w rodzinie, dlatego nie miał zamiaru czekać na kolejną katastrofę.
— Jak sprawa? Co z Sakurą? — odezwał się Sasuke, starając się iść śladami brata. Z każdą minutą wyłączał się coraz bardziej, ponownie prezentując swój profesjonalizm w prowadzeniu spraw. Przynajmniej na zewnątrz. Nikt nie wiedział, co się działo w jego wnętrzu.
Madara pokręcił głową i po wręczeniu czerwonej teczki z logiem kancelarii, złączył ze sobą dłonie, opierając się łokciami o ciemny blat biurka. Nienawidził kobiet. Według niego tylko utrudniały mu pracę w dążeniu na sam szczyt.
§ 12. — Przepraszam, czy widziała pani może pielęgniarkę z różowymi włosami? — zapytał na recepcji, gdy w czystych spodniach z czarnego dżinsu i białej koszuli opuścił pokój, w którym spędził ostatnie dwa dni. Wciąż doskwierały mu problemy z ręką, ale na pewno nie miał zamiaru się nią przejmować. Za murami tego przygnębiającego, pełnego chorób miejsca czekała na niego prestiżowa praca, za pomocą której już za kilka lat miał objąć władzę nad kancelarią i przekazać ją kolejnym pokoleniom. I jakie było jego zdziwienie, gdy dowiedział się, że jego anioł nawet nie widniał na liście pracowników i nie kojarzyli niewiasty o tak pięknym, ale i unikalnym kolorze włosów.
Sasuke nie wierzył, że był na tyle pijany, by wyobrażać sobie kobietę w postaci anioła. Przecież nawet nie była w jego typie. Zastanawiał się nad tym, czy ona naprawdę istniała czy może jednak powinien ograniczyć alkohol.
Wychodząc przed budynek szpitala, przeklął pod nosem, gdy po przeszukaniu torby nie odnalazł paczki z papierosami.
— Więc jednak nie odnalazłeś swojego anioła stróża? — usłyszał od starszego brata, który opierając się bokiem o samochód, pomachał mu jeszcze opakowaniem Marlboro.
— Nie przesadzaj. Możliwe, że po prostu jej nie znała — powiedział na jednym wydechu, gorączkowo analizując zaistniałą sytuację.
Art. 3 § 1. Nie wiedział, co miał o tym wszystkim myśleć. Sakura nie należała do osób wylewnych i jakoś nie był przekonany do tego, co mu powiedziała. Wyczuł, że kłamała, bo w końcu znał ją jak własną kieszeń, a przynajmniej tak mu się zawsze wydawało.
— Więc jak się w końcu poznaliście? — zapytał zaczepnie Itachi, ale chyba niespecjalnie mu to wyszło. Wiedzieli, że sprawa nie należała do najłatwiejszych, zwłaszcza że Haruno nie chciała z nimi współpracować. Na domiar złego ich przyjaciel, detektyw, wcale nie pomagał swoją prowokacją, bo przez te chore zagrania Sakura zrobiła się strasznie uszczypliwa. Przez moment nawet domagała się innego adwokata, woląc kogoś innego, niż swojego męża. Jakim cudem? Co się działo?
— Sam chciałbym wiedzieć — oznajmił bez namysłu, wciąż się nad tym wszystkim zastanawiając. Jednocześnie skupiał się na drodze i coraz bardziej irytował nadchodzącym porankiem. Czas na przesłuchaniu bardzo szybko im zleciał i nawet nie spostrzegli, gdy na zegarach wybiła godzina siódma nad ranem.
— Tak się tym wszystkim przejęliśmy, że alkohol z nas wyparował — dodał półżartem długowłosy i oparł się łokciem o tapicerkę drzwi. Wpatrzył się w ożywiające miasto i aż ciężej westchnął. Nie potrafił zrozumieć tego zamieszania, które niespodziewanie spadło na ich barki. Co gorsze, nie wiedział, dlaczego Haruno miała na nich taki wpływ. Czasami odnosił wrażenie, że okręciła ich sobie wokół palca i w ten sposób miała ich na każde zawołanie. W razie problemów zawsze przychodzili z pomocą i co najlepsze, ich matka ją uwielbiała. Uważała, że tak szczerej kobiety jeszcze nie spotkała i Sasuke powinien się jej naprawdę mocno trzymać. Sakura była naprawdę piękna i dobrze wychowana. Niewyobrażalnym więc był ten gwałt, który przeżyła. I czy aby na pewno miał on miejsce?
Ukradkiem zerknął na brata, który najwidoczniej myślał o tym wszystkim bardziej, niż on sam, ale nie było w tym nic dziwnego. W końcu chodziło o jego żonę, która w przeciągu jednego dnia potrafiła wywrócić ich życie do góry nogami. Byli małżeństwem od pięciu lat i czy naprawdę dopuściła się tak haniebnego czynu, jeśli nawet nie wspomniała o bolesnej przeszłości? I czy aby na pewno była tak bolesna, jeśli pozostawała niewzruszona na samo jej wspomnienie?
To był naprawdę twardy orzech do zgryzienia.
Ponownie westchnął.
— Wpadnij na kawę. Pomyślimy nad tym, co dalej — odezwał się zmęczony, ale nawet nie uraczył go swoim spojrzeniem. On również nie był wylewny, ale to i tak nie zmieniło faktu, że Itachi wręcz zgłupiał przez jego słowa. Rzadko kiedy zdarzyło im się dłużej rozmawiać i to na poważne tematy, ale jeśli już to robili, to naprawdę potrzebowali swojej pomocy.
I nim jeszcze zaparkowali, dostrzegli otwarte drzwi do domu młodszego z braci. Posłali sobie wymowne spojrzenia i wtedy też Sasuke uświadomił sobie swoją głupotę. Jak się okazało, faktycznie zapomniał o zamknięciu drzwi i jednocześnie włączeniu alarmu. Jak mógł być tak rozkojarzony i dlaczego tak bardzo kochał Sakurę, że nie widział poza nią świata? Uderzył dłonią w chropowatą kierownicę, jeszcze przez chwilę siedząc w miejscu. Natomiast Itachi stał już przy wejściu do domu, dzwoniąc najprawdopodobniej na policję, nie chcąc czekać nawet minuty dłużej na kolejną tragedię w ich rodzinnej historii, która miała nadejść lada moment.
Odpaliłam sobie notatnik, żeby czasami coś na bieżąco skomentować. Jakoś tak mi jest łatwiej, ale za nieskładność i chaos, sorki XDDDD
OdpowiedzUsuńNo w końcu! Pierwsze opowiadanie, w którym Sasuke ma ogarniętą asystentkę.
Chciałam komentować na bieżąco. Nie wyszło mi XD Jak zaczęłam czytać, to leciałam i tylko się wkurzałam, jak musiałam na chwilę od lektury się oderwać.
Ogólnie tak, śmieszy mnie ten zakochany Sasek. To jest taka nowość dla mnie, że troszku czasu minie, zanim do niego przywyknę. Że tak napiszę - się z nim oswoję. Przyzwyczajono fanów do takiego gbura bez uczuć, ale jak jest odwrotnie to każdy zonk ma i ja też. Ugh...
Lubię tę inność w tym opowiadaniu. Lubię te wspomnienia, myśli Sasuke i jego w sumie poświęcenie. Kołacze mi się w głowie pytanie, dlaczego wujaszek tak kręci nosem na Sakurę. Może dlatego że myśli, że wyszła za Saska dla pieniędzy? Szczerze mam nadzieję, że nie, ale mogę się wszystkiego spodziewać. Sakura wydaje się też stronić od uczuć... jednak skoro Sasuke stwierdził, że przy niej coś poczuł... to może jednak jest wobec niego czuła?
A te drzwi i alarm... tu mi coś śmierdzi. Mam teorię, prostą dość. Ja się w kryminały nie bawię, bo to nie moja smykałka, także te teorie moje to zawsze tandetne mocno XD Ale zastanawiam się, czy to serio był przypadek? Dla mnie to ma jakieś powiązanie z wrobieniem Sakury.
Niektóre seriale nauczyły mnie, że morderca zawsze jest najbliżej, heheheheheh :>
I jeszcze jedna rzecz: dla mnie najważniejsze jest, że chcesz kontynuować to opowiadanie. Serio, mogę czekać miesiącami, obyś go nie porzuciła.
Trzymam kciuki za tę historię, za Twój czas i Twoje szczęście. ♥
Bo jak człowiek ma głowę spokojną to i wena nie opuszcza.
Wytrwałości!
Ślę cieplutkie pozdrowionka i tulaski ♥
Witaj, Blue Bell.
UsuńWiem, że odpisuję dość późno, ale myślę, że to właśnie Ty wiesz najlepiej, co się stało. Dziękuję za każde miłe słowo, tradycyjną łapkę wsparcia i rozmowę. Doceniam za wszystko i po prostu cieszę się, że jesteś oraz czekasz na ciąg dalszy.
Miło jest wiedzieć, że istnieje taka osoba, która mimo wszystko wspiera, nie?
I uwierz, że mnie on również śmieszy, ale to jest właśnie kluczowe w tym opowiadaniu. Na początku może się wydawać dziwne, takie specyficzne, ale wiedz, że czeka na Was bomba, która zaskoczy każdego, jestem tego pewna. I ogromnie się cieszę, że nie zrobiłam z Sasuke cioty, bo tego się najbardziej obawiałam. Z pewnością wyszedł na przejętego, może nieco zdesperowanego, ale właśnie o to mi chodziło :) Jestem szczęśliwa, że przypadło Ci do gustu i obiecuję ciąg dalszy! Dla takich osób jak Ty warto jest publikować.
Pozdrawiam Cię bardzo ciepło, wręcz gorąco!
Cześć!
OdpowiedzUsuńRozdział przeczytałam już wczoraj ale jakoś tak wyszlo, że komentarz będzie dziś.
O ile prolog pochłonęłam niemal natychmiast, tak tutaj muszę przyznać, że miałam pewne problemy.
Szczególnie na początku widać duży chaos w tekście. Nie wiem z czego to wynika. Czy za bardzo chciałaś wprowadzić czytelnika w klimat, czy miałaś za dużo pomysłów do realizacji i upychałaś je scena po scenie. Po prostu czuje się, że momentami jest aż za bardzo.
Było też kilka miejsc, w których szyk zdania był na tyle długi, że traciło ono sens i ciężko było odnaleźć w nich podmiot.
Sądzę, że powinnaś nad tym popracować i starać się pisać zdecydowanie krótsze zdania ;)
Co do fabuły to trochę mnie razi takie przeskakiwanie w chronologii. Okej. Chwila obecna ze wspomnieniem pierwszego spotkania Sasuke i Sakury jest ciekawe i daje historii smaczek. Jednak szastanie wydarzeniami dodając do tego wydarzenia z przed prologu i po nim, jak dla mnie, za bardzo mieszają.
Nadal jestem ciekawa co będzie dalej. Nadal czekam na kolejne rozdziały. Ale mam nadzieję, że nie masz mi za złe tych uwag. Uważam, że skoro już publikujemy, to powinniśmy na wzajem się wspierać i pokazywać błędy aby pisać coraz lepiej ;)
Pozdrawiam i ściskam mocno!
Cześć, Kropciu.
UsuńPrzede wszystkim dziękuję za komentarz i zwrócenie uwagi na kilka błędów, które mimo wszystko notorycznie popełniam. Problem z długimi zdaniami mam już od dłuższego czasu i nie ukrywam, że staram się z nim walczyć. Jeśli będziesz miała ochotę, to z przyjemnością dowiem się jakie zdania sprawiły, że gorzej Ci się czytało.
Nie wiem, czy momentami jest za dużo... raczej to normalne, że pisarz chce zagłębić czytelników w fabułę, ale jeśli tak uważasz, to i również na to zwrócę uwagę. W końcu chodzi o perfekcję, prawda? A ja doceniam każdą negatywną opinię, o ile ma ona podstawy.
Możliwe, że i razi. Możliwe, że i pomysł z paragrafami nie wyszedł mi najlepiej, ale postaram się poprawić. Poza tym, moim celem było wprowadzenie drobnego zamieszania, by w głowie czytelnika pojawiło się wiele pytań. I nie nazwałabym tego "szastaniem" wydarzeniami. Prolog jak prolog, jako swoje zadanie ma zaciekawić i wprowadzić czytelnika w historię. I dla mnie koniecznym zabiegiem było wprowadzenie przeszłości Sasuke, momentu, w którym teoretycznie spotkał Sakurę, bo to jest właśnie kluczowe. Zachowanie Sasuke jest tutaj najważniejsze, bo ma ogromny wpływ na dalszą część opowiadania. I ogromnie doceniam inteligentnych czytelników. Z nimi zawsze można podyskutować, także liczę na miłą dyskusję pod kolejnym rozdziałem, bo sprawa nieprzyjemnego hejtu, który mnie dopadł, została już wyjaśniona.
Stokrotne dzięki za komentarz. I jeszcze większe podziękowania za wytknięcie błędów.
Pozdrawiam. I oby do następnego.
Przeczytałam oba rozdziały i jak dla mnie historia jest świetna i ma bardzo duży potencjał. Widać, że masz na nią pomysł i sumiennie go realizujesz.
OdpowiedzUsuńP.S. moim zdaniem te wspomnienia są bardzo fajne bo powodują, że historia staje się bardziej logiczna dla czytelnika. Wiemy co i czym kierował się Sasuke.
Pozdrawiam świetny rozdział :).
Witaj, Hyuna.
UsuńMe serce ogromnie się raduje, gdy czytam, że moja historia ma potencjał. To dla mnie ogromny zaszczyt i dziękuję za wystawienie swojej opinii. I jeszcze bardziej się cieszę, że zrozumiałaś, co miałam na myśli poprzez przedstawienie przeszłości Sasuke. Od razu mi lepiej.
I również mam nadzieję, że opowiadanie zaciekawiło Cię na tyle, że pojawisz się pod kolejnym oraz następnymi rozdziałami!
Przesyłam ogromne pozdrowienia :)
Ps. Hyuna to jedna z moich ulubionych wokalistek :))
Pomysłem na tę historię byłam oczarowana już przy samej zapowiedzi, o czym zresztą wiesz — tym bardziej zasmuciła mnie informacja na Twojej stronie. Część ogólna wywarła na mnie totalnie pozytywne wrażenie — miałam skomentować, ale jakoś odłożyłam to w czasie, aż doszło do tego, że zdążyłaś opublikować rozdział pierwszy, także obie opinie połączę tutaj. Od początku spodobał mi się motyw prawniczy. Oznaczenia artykułów w rozdziałach, cytaty (czy to Cycerona, czy Ulpiana), liczne nawiązania do tego tematu w tekście, aż w końcu sama postać Sasuke-prawnika. Cała ta otoczka nadała tej historii osobliwy klimat — jakby nie było, dużo jest blogów, w których to Sasuke jest prawnikiem, a jednak ten wyróżnia się dzięki Twojemu pomysłowi.
OdpowiedzUsuńSkoro o Sasuke zahaczyłam w pierwszej kolejności, skupię się najpierw na nim. Nieugięty, twardo stąpający po ziemi, pewny siebie, chłodny, a zarazem zwyczajnie zakochany. Rzadko można spotkać opowiadania, w których Sasuke z taką łatwością mówi o swoich uczuciach względem Sakury (szczególnie już na samym początku historii, ale jakby nie było tutaj już od początku są małżeństwem). Co więcej, Ty naprawdę lekko łączysz jego trudny charakter z miłością do Sakury i to kolejna rzecz, za którą szanuję tego bloga. Sakura zaś jest tutaj postacią totalnie nietuzinkową. Jeszcze nie mogę rozgryźć tego, czy zabiła czy też nie, ale wiadomo — nie byłoby radochy, gdyby od początku było to takie oczywiste. Podobała mi się ta jej pewność siebie podczas przesłuchania. Coś pięknego w starciu z braćmi Uchiha.
Końcówka tego rozdziału zdecydowanie budzi podejrzenia, jednak w sprawy kryminalne i różnorakie hipotezy JESZCZE się nie zagłębiam (potrzebuję więcej wskazówek, wtedy się rozkręcę, hehe). :P Niemniej sprawa śmierdzi na kilometr.
Niektórzy nie są fanami skakania po osi czasowej fabuły i wolą poukładaną opowieść, mnie natomiast w zupełności to nie przeszkadza — zwłaszcza, że bardzo jasno opisałaś to, co kiedy ma miejsce, także na szczęście nie było mowy o pogubieniu się w tym wszystkim. Właściwie to podobał mi się zabieg, w którym najpierw przedstawiłaś wydarzenia sprzed prologu, a później stopniowo zaczęłaś przechodzić do tego, co działo się po nim. No i te wplatane co jakiś czas wspomnienia — akurat takie wstawki bardzo lubię, jeżeli głównych bohaterów łączy jakaś wspólna przeszłość. Uwielbiam takie dopowiadane części układanki.
Generalnie, kwestia tego kto jak odbiera chronologię wydarzeń, dotyczy upodobań czytelnika. Niektórzy wolą poznać historię na spokojnie, po kolei, a inni lubią mieć podtykane pod nos puzzle i układać. Ty natomiast, takie wrażenie odniosłam, dobrze się spisałaś w opisaniu wszystkich zdarzeń.
No i Twój styl pisania to dla mnie coś lepszego niż masło orzechowe, które kocham całym serduszkiem. ♥ Narrator trzecioosobowy z ironicznymi wtrąceniami. Do tego opisujesz wszystko malowniczo. Są takie style, które lubię i dzięki nim przyjemnie mi się czyta. Są też jednak takie, w których zwyczajnie się zakochuję. Twój styl zalicza się zdecydowanie do drugiej grupy.
No, a po przeczytaniu posta na Twojej stronie muszę napisać tutaj coś tak totalnie od serca.
Pamiętam, jak miałam trzynaście lat i wpadłam na pomysł opowiadania (SasuSaku, a jakże). Było to mniej więcej równoległe z zakończeniem mangi Naruto, kiedy to stało się jasne, że Sasuke się nawrócił i jest po stronie wioski. Trzynastoletnia Oki stwierdziła więc wtedy, że napisze historię z perspektywy Sasuke, który przeszedł drastyczną przemianę charakteru. Przemiana jego charakteru okazała się jednak zbyt drastyczna, bo nawet czytelnicy zaczęli zarzucać mi jego kluchowatość. No i co tu więcej mówić — trzynastoletnią Oki zwyczajnie zabolało, że pomysł z takim Sasuke nie przypadł do gustu. Chciałam wtedy nawet rzucić w kąt całego bloga, bo w końcu historię w większości tworzył główny bohater, którym był (przepraszam za wyrażenie) pizdowaty Sasuke.
(musiałam podzielić komentarz przez długość znaków, aj)
UsuńNo ale minęło wtedy parę dni, przejrzałam sobie wtedy na spokojnie rozdziały i aż zaczęłam się sama z siebie śmiać. Natychmiast zrozumiałam, o co czytelnikom chodziło, ponieważ mój Sasuke w istocie był ciepłą kluchą, zupełnie oddaloną od kanonicznej wersji. Pomimo początkowej przykrości i zranionego dziecięcego serduszka, przyjęłam to na klatę, naprawiłam swojego Sasuke i dziś się z tego śmieję, że aż tak zbałamuciłam jego osobowość. Ale przede wszystkim jestem wdzięczna za tamtą krytykę, bo gdyby nie to, pewnie dalej jakieś farmazony bym wypisywała. :D Innym razem dostałam solidny opierdziel od swojej bety za długość zdań, w których aż czasami albo ja się gubiłam, albo czytelnik. Wtedy upierałam się, że no taki mój styl, nic nie poradzę, ale w końcu zaczęłam na to uważać. Faktycznie skróciłam ich długość + zaczęłam dostrzegać to u innych autorów. I tutaj zgodzę się z Kropcią, że zdania piszesz długie. Są jednak w pełni zrozumiałe, choć trzeba czytać je z większym skupieniem (jak to przy długich, wielokrotnie złożonych zdaniach już bywa). Takowe zdania błędem w żadnym wypadku nie są, ale nie ukrywam, że warto zwracać na to uwagę podczas pisania. :D Właściwie to tylko jedno takie zdanie mnie skołowało i nie byłam w stanie zrozumieć jego sensu, ale jak na złość nie skopiowałam go, a i znaleźć go teraz nie mogę. </3
Pamiętaj, Blackey, że i krytyka, i pochwała to opinia — a ta zależy od gustu osoby, która ją wygłasza. Jednemu może się coś spodobać, komuś innemu ta sama rzecz w jakiś sposób może nie odpowiadać. Autor natomiast powinien mieć na uwadze obie ewentualności, ale przede wszystkim robić wszystko tak jak uważa, wedle własnego pomysłu, stylu i przekonania — warto się po prostu czasem zasugerować czyjąś opinią, ale też nie trzeba niczego na siłę zmieniać.
Tak jak inni uważają, ja podtrzymuję: ten blog ma potencjał. Jest tu pomysł, dobra realizacja, ciekawa tajemnica, są interesujący bohaterowie. I przede wszystkim jest utalentowana autorka. Naprawdę szkoda by było to wszystko rzucić w kąt. Wprawdzie Twojego zdania tak po prostu zmienić nikt nie może, bo to Ty sama decydujesz o tym, co zamierzasz zrobić, ale są tu osoby czekające na ciąg dalszy. Sama się do tego grona zaliczam, bo ta historia zwyczajnie już na starcie mnie zauroczyła i naprawdę bardzo chciałabym doczekać się następnych rozdziałów. Czy jest jednak sens poprawiać ten rozdział? Myślę, że większy sens miałoby teraz skupienie się na dalszej części historii i rozwijaniu się niż zmienianiu tego, co zostało już opublikowane oraz zaakceptowane przede wszystkim przez Ciebie.
Pozostaje mi mieć nadzieję, że jednak postanowisz kontynuować opowiadanie. Trzymam kciuki za Ciebie, Twoje zdrowie, szczęście, motywację i za ewentualny powrót.
Pozdrawiam cieplutko! ♥
Witaj, Okeyla.
UsuńNiezmiernie miło jest mi Ciebie gościć na swoim blogu. Doskonale pamiętam Twój pierwszy komentarz, który pojawił się pod informacją odnośnie prologu. Moje serduszko szybciej zabiło, a ja sama miałam motywację do publikowania pracy. I sama wiadomość, że się wyróżniam jest miodem na moje serce.
O tak, Sasuke jest inny, niż w większości opowiadaniach, które zdarzyło mi się przeczytać. Również różni się od tego przedstawionego w anime, ale to jest właśnie mój główny zamysł. Sasuke jest kluczem tego opowiadania i mam nadzieję, że dalej będzie mi tak dobrze szło jego przedstawienie. W końcu o to tutaj chodzi :) A Sakura, to tajemnicza pani Haruno, która wielokrotnie Cię jeszcze zaskoczy.
Oh, Okeyla... jeśli zakochałaś się w moim stylu pisania, to gwarantuję, że zakochasz się jeszcze bardziej. Jestem zaszczycona, że wygrałam z Twoim ulubionym masłem orzechowym :)
Natomiast Twoja historia złapała mnie za serduszko i uświadomiła kilka rzeczy. Dziękuję za nią, za to, że się nią podzieliłaś i w pewnym sensie otworzyłaś mi oczy. Postanowiłam podjąć się wyzwania i porozmawiać z osobą, przez którą chciałam porzucić coś, co naprawdę kocham robić od dawien dawna. Okazało się, że chodziło o zazdrość. I sama się z siebie śmieję, że przez takie głupie zachowanie chciałam się pożegnać z czymś, co mi od tak wielu lat sprawia przyjemność. Teraz już wiem, że jednak w pełni się nie ogarnęłam i jeszcze długa droga przede mną, by w pełni wierzyć w swoje możliwości.
Nie chcę tutaj nikogo faworyzować, ale muszę przyznać, że Twój komentarz uratował moją historię. Jak już wspomniałam w komentarzu wyżej, doceniam inteligentnych czytelników, którzy przeczytają i powiedzą, co myślą. Doceniam krytykę, ale po prostu hejt odnośnie beznadziejności tej historii tak mnie załamał, że chyba wolałam posłuchać i dać sobie święty spokój. W końcu miałam dość długą, bo aż czteroletnią przerwę w pisaniu. Czytanie, że ta historia ma potencjał, a mój styl pisania wygrał Twoje serce, to... brakło mi słów, pierwszy raz w życiu.
Dodam, że mam naprawdę wiele pomysłów na kilka innych opowiadań, więc na pewno tak szybko nie zniknę z tego świata. Będę publikować i dzielnie walczyć z osobami, które hejtują. Hejtują, nie krytykują.
Dziękuję i również pozdrawiam.
No dobra, dotarłam. :D
OdpowiedzUsuńBędę pisać na bieżąco, co myślę, więc nie wiem, czy komentarz będzie miał ręce i nogi.
Pierwsza scena i już mnie nieco zmierziło. Chodzi o przedstawienie sekretarki. Zasypałaś nas informacjami o niej, ale w żaden sposó nie poparłaś tych faktów zachowaniem tejże sekretarki. Chodzi o to, że zrobiłaś nam tu ekspozycję — zapodałaś suche informacje, które w dodatku wydały mi się zbędne, bo Uchiha z sekretarką nawet w tym momencie nie gadał.
Dalej mamy przedstawienie Uchihy — znowu ekspozycja. Lepiej by wyszło, jakbyś to co sucho opisujesz przedstawiła w jakieś scenie. Mógłby rozmawiać z ojcem, bratem, ktoś mógłby go chwalić za jego sukcesy. To jest zwyczajnie ciekawsze dla czytelnika.
No dobra, przeczytałam rozdział do końca. Ogólnie po nim widzę jedno — musisz popracować nad wyeliminowaniem ekspozycji, bo to chyba twój największy problem. Na dzień dobry z Uchihą mocno nam go wyeksponowałaś, zamiast mówić o pewnych rzeczach z czasem. Nie musieliśmy się dowiadywać, że na przykład odnosi sukcesy, bo to nie było nam w tym rozdziale zbytnio potrzebne. Poczytaj o ekspozycji w sieci i zastanów się sama, co z tym fantem zrobić.
Sam rozdział zaś był fajny, a wstawka z przeszłości jak Sasuke poznał Sakurę też ciekawe. W ogóle, zaskoczyła mnie postać Sasuke, bo nie spodziewałam się, że będzie facetem aż tak zapatrzonym w Sakurę. :D
Samym pomysłem na tę chwilę jestem zachwycona i czekam na dalsze rozdziały. Od strony technicznej może i mam uwagi, ale to tylko moje uwagi, więc mam nadzieję, że się nie obrazisz. ;)
Pozdrawiam!
Kiedy mam dzień wolny, w którym mogę się wsypać, jak na złość budzę się wcześnie i już więcej nie zasnę. I co robię? Odpalam laptopa, włączam blogi i wybieram Chikara law <3(PRZECZYTAŁAM KOŁO 8, ALE DOPIERO TERAZ MAM CZAS, ŻEBY DAĆ KOMENTARZ) Sprawiłaś mi ogromna radość! Czekałam na pierwszy rozdział Twojego opowiadania <3 Rozumiem Twoje wytłumaczenie. Mam nadzieję, że dojdziesz do siebie i będziesz miała więcej sił na pisanie, bo naprawdę zaskoczyłaś mnie :)
OdpowiedzUsuńOMG! Nie mogę uwierzyć, że Sasuke tak kocha naszą Sakurę <3 Owszem, jest czasami oschły i poważny, ale to słodkie, kiedy potrafi ukazać swoje uczucia jedynej kobiecie, którą kocha. Spodobały mi się okoliczności, w jakich poznał Haruno. Upity w trupa Uchiha, lądujący w szpitalu? No z tym to się jeszcze nie spotkałam, ale to bardzo dobrze! Wielkie brawa za oryginalność! Na jego miejscu również nie byłabym pewna, czy mi się przyśniła, czy naprawdę spodobała. Zabawna była ta sytuacja, nadała rozdziałowi takiego momentu, w którym umysł czytelnika mógł odpocząć :D Ciekawie również, że pisząc, przeskakiwałaś między różnymi scenami. Jak dla mnie jest to na plus. Lubię, kiedy pisarz w różny sposób rozmieszcza pewne elementy akcji. Choć musiałam się skupić, nie pogubiłam się i według mnie miało to ręce i nogi :)
Sasuke, Itaś, Madara - normalnie kocham Cię za nich <3 Ten trzeci pan dawno nie pojawił się w żadnym blogu. Mam nadzieje, że spotkamy się z nim w kolejnych rozdziałach. Na miejscu braciszków bałabym się mu wchodzić w paradę. Nawet u Ciebie wydaje się być nieobliczalny.
A co z naszą Haruno? Tyle pytań kotłuje mi się w głowie! Pozostawiasz wiele niewyjaśnionych spraw, które powodują, że chce się więcej, więcej i jeszcze raz więcej. Dlatego nie mogę doczekać się kontynuacji!
Mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać na rozdział drugi.
Buziaki <3
PS Ja tam zapewne bym była jedną z tych sekretarek Uchihy, która podwalałaby się do niego nos stop XD
Witaj, Gemi Ni!
UsuńTak się cieszę, że zawitałaś na moim blogu i co najważniejsze – tym rozdziałem rozpoczęłaś swój wolny dzień :)
Też nie potrafię uwierzyć w miłość naszego Sasuke, ale gwarantuję, że to nie jest koniec niespodzianek. Będzie ich znacznie więcej i kolejna z nich już w następnym rozdziale, także proszę oczekiwać. Nawiasem dodając: drugi rozdział pojawi się do końca tego roku, a kolejny najprawdopodobniej miesiąc później, co by jeszcze zdążyć przed sesją. Mam nadzieję, że sprawię Ci jeszcze więcej radości i będziesz czytać te opowiadanie z szerokim uśmiechem, wyczekując kolejnych części. To niebywale motywujące. Zwłaszcza po tym, co się wydarzyło.
Jeśli musiałaś się skupić, ale dałaś radę, to jestem zadowolona, bo właśnie o to mi chodziło – thriller prawniczy z zagadkami. Zero lania wody, same zacne sytuacje. Tylko dla wytrwałych!
Uchiha 4ever! Kocham ich najbardziej na świecie, jak i zresztą Akatsuki, także myślę, że pod tym względem moja twórczość będzie dla Ciebie sielanką. Madara jest niesamowity, dlatego też pragnę poświęcić mu trochę uwagi. Na pewno nie zabraknie akcji!
Jeśli chodzi o Haruno, proszę czekać. Może niebawem się wszystko wyjaśni.
Dziękuję za motywujący komentarz!
Pozdrawiam serdecznie, Blackey.
Napisałam długi komentarz, ale się skasował jednym kliknięciem, OMG! >:(
UsuńHej!
Pojawił się nowy blog - grzechem było nie zajrzeć ;)
Zacznę może od kilku literówek, które rzuciły się w oczy (o ile ich jeszcze nie zauważyłaś, bo widzę, że będziesz poprawiać ten rozdział):
Art. 2 par. 1. – Tokijskich – powinno być tokijskich
Par. 3 - od tak – powinno być ot tak
Par. 4 - Wydaje mi się, że wkradła się tu mała nieścisłość :P Z tego co wiem, wózki inwalidzkie mają cztery kółka, tutaj jednak napisałaś "dwukołowiec" :)
"To na pewno była woda. Trust me" – rozłożyło mnie na łopatki :D
Opowiadanie zapowiada się ciekawie, paragrafy bardzo pomysłowe. Jeszcze nie spotkałam się z Sasuke tak wpatrzonym w Sakurę od samego początku opowiadania, co jest miłą niespodzianką :)
Co do plotu: coś mi tu śmierdzi, jeszcze nie wiem, co, ale bardzo chętnie się dowiem :)
A combo Itachi/Sasuke/Madara idealne - lepiej się nie dało.
Czekam z niecierpliwością na następny, dodaję do obserwowanych i linków.
Życzę dużo weny. :)
Pozdrawiam!
Witaj, Banshee! Szkoda, że się usunął, ale przeczuwam jakieś problemy z sprzętem, bo i komentarz został dodany pod inną kolumną, bo w odpowiedziach. Zdarza się :)
UsuńI tak, rozdział do poprawienia, bo niestety, ale dodałam go trochę na szybko i stąd błędy, ale bardzo dziękuję za ich wypisanie, bo szczerze mówiąc myślałam, że się już nie doczekam takiego komentarza. Z przyjemnością skorzystam z Twych uwag i poprawię błędy, bo i je również miałam na oku.
Gwarantuję, że będzie zdecydowanie więcej takich tekstów, które rozłożą Cię na łopatki. Myślę, że to moja specjalność.
Combo tej trójki jest, moim zdaniem, najlepsze i najbardziej ciekawe, bo może z niego wyniknąć wiele ciekawych sytuacji. Zapewniam, że będzie ich tutaj sporo, bo to i również moja ulubiona trójca. Cieszę się, że się rozumiemy :)
Dziękuję za wenę. Myślę, że się przyda, by skończyć rozdział wcześniej, niż planowałam, bo jest duża szansa. Również pozdrawiam i zapraszam na ciąg dalszy!
Hej!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że tutaj trafiłam. Przyznam szczerze, że to dzięki Blue Bell... :) Ale oczywiście nie żałuję, lubię nowe blogi, bo dają nadzieję na to, że blogosfera jeszcze nie umiera i można tu znaleźć prawdziwe perełki.
Rozdział bardzo mi się podobał. Sam zamysł mi się podoba i tak samo podoba mi się postać Sasuke, którego kreujesz. Jest twardą postacią, ale w środku... ciężko go nie pokochać :)
Sakury jest mało, ale na pewno to nadrobisz. Tak czy siak już mi się podoba, bo bije od niej inteligencja. Wydaje mi się, że większość patrzy na Sakurę poprzez pryzmat tego, że jest irytująca. W Naruto również taką ją przedstawiają, a ja mam właśnie odczucia, że mogłąby z niej być wspaniała postać i kobieta. Cieszę się, że u ciebie to znalazłam.
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział! ;*
Witam, Adaline! Miło jest mi Ciebie gościć u siebie i jeśli przybyłaś od wspaniałej Blue Bell, to nic, tylko jeszcze bardziej się cieszyć! :)
UsuńUwielbiam Sasuke, więc głównie jemu poświęcam te opowiadanie - w końcu jest prawnikiem, który musi rozwiązać rzucone mu pod nogi zagadki. Więcej o Sakurze wspomnę niebawem, więc proszę się nie obawiać! Z pewnością zadowoli Cię jej postać, jeśli już teraz widzisz, że bije od niej inteligencja. Cudownie, że to zauważyłaś. Aż mi lżej na sercu. W końcu o to mi chodziło - zaciekawić czytelnika nietypowym pomysłem na opowiadanie, jednocześnie nie odbiegając od mangi, jeśli chodzi o samych bohaterów. Myślę, że pozytywnie zaskoczy Cię moja niespodzianka odnośnie Sakury, takie mam przeczucie.
SasuSaku również się pojawi, całkiem sporo. Wszystko z czasem :)
Dziękuję za tak ciepłe słowa i chęć bycia ze mną przez kolejne rozdziały. To niebywale motywujące.
Pozdrawiam ciepło i zapraszam na kolejny rozdział, Blackey. ♥
Hey!
OdpowiedzUsuńJak ja się cieszę, że mnie tu przywiało!
Szukam sobie właśnie czegoś, co nie ma za dużo rozdziałów, bo naprawdę nie znoszę nadrabiania opowiadań i proszę — takie cudeńko mi się trafia.
Ale może tak od początku. Po pierwsze, śliczny szablon. Estetyczny. Lubię estetyczne rzeczy.
Co do samego opowiadania. Nie czytałam jeszcze nic w takiej tematyce, tym bardziej powiązanego z Naruto, więc bardzo mi się podoba sam zamysł.
I szczerze powiem: SasuSaku nie należy do moich ulubionych paringów: lubić lubię, ale nie przepadam. No chyba, że ktoś przedstawi ich relację tak cudownie jak ty tutaj. To wtedy ich kocham.
Co do samego stylu pisania: urzekłaś mnie. Kocham czytać opowiadania i przewinęłam się już przez wielu autorów, ale tylko do niektórych wracam. A tu na pewno wracać będę.
Widzę, że rozdział dodany już jakiś czas temu, ale mam nadzieję, że wkrótce coś się tu pojawi.
Także, to tyle ode mnie. Pozdrawiam cieplutko i w wolnej chwili zapraszam do siebie~!
Hej!
UsuńZacznę od tego, że nie spodziewałam się nowego komentarza, ale cieszę się, że mogę Cię u siebie gościć i co więcej, mogłam Cię urzec swoim stylem. Chyba nic nie poprawia mi humoru, jak nawiązywanie do jego zacności.
Również nie czytałam niczego w tej tematyce, jeśli chodzi o SasuSaku, więc to chyba główny powód, dlaczego mnie podkusiło założyć bloga. Warto być oryginalnym, dlatego też się jeszcze bardziej cieszę, że i Ciebie zaczynam przekonywać do słuszności małżeństwa Uchiha. To zaszczyt być wyróżnionym! Atencji nigdy za wiele, zwłaszcza dla mnie. Proszę częściej i słusznie!
I niestety, ale masz rację - rozdział pojawił się ponad miesiąc temu i kolejny przewiduję za dwa tygodnie. Trochę się u mnie pokomplikowało i mam również problemy z tym pięknym szablonem, a nie potrafię się skontaktować z jego autorką. Jak na złość, wszystkie komplikacje pojawiają się na początku historii, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, prawda? Przynajmniej później będzie z górki, przynajmniej dla mnie, bo dla Was, Czytelników, w drugą stronę :)))
Proszę wracać! Zawsze zapraszam, nawet na kawkę i teorie spiskowe.
Jeśli chodzi o Twoją twórczość, z przyjemnością zajrzę i to na dniach, dla rozluźnienia. Dziękuję za zaproszenie.
Pozdrawiam, Blackey.
Hej, i co z tym nowym rozdziałem? Na FB widziałam, że miałaś dodać w najbliższy weekend (czyli ten, co minął). Jakoś ci to wyszło. :P
OdpowiedzUsuń