Opowiadanie przewodnie opisujące zmagania dwóch zakochanych w sobie elit państwa.
On miał problem z zaufaniem i nie potrafił zrozumieć ludzkich uczuć. Bezwzględny i nieprzebierający w środkach prawnik, który za wszelką cenę będzie chciał udowodnić niewinność swojej małżonki. Czy kłamstwa przepięknej kobiety będą głównym powodem do zdrady i złamania zasady tajemnicy adwokackiej?
Art. 1. § 1. Wczesny ranek, komenda główna policji w Tokio.
Dwóch dobrze zbudowanych, odzianych w czarne i drogie garnitury mężczyzn pchnęło potężne drzwi posterunku. Różnili się tym, że jeden miał poluzowany krawat, a drugi go nawet nie posiadał. Z obserwacji wynikało, że był bardziej zagubiony, jakby zszokowany danym zajściem. Ciężko określić, co wtedy czuł i jeszcze trudniej było spojrzeć w jego czarne, wypełnione wściekłością tęczówki. I te kruczoczarne włosy; jedne długie, spięte czerwoną gumką w luźny kucyk, a drugie ułożone w totalnym nieładzie, najprawdopodobniej sięgające gdzieś za podbródek. Wyglądali jak bliscy krewni, może bracia.
I wtedy się zaczęło.
Młodszy z nich uderzył dłonią w metalowy stół z taką siłą, że przewrócił wolne krzesła. Znajdowali się w sali przesłuchań; szarej, ponurej i nawet chłodnej mimo końcówki lipca.
Starał się zachowywać profesjonalnie, trzymać zimną krew. W końcu był najlepszy i nigdy nie przegrywał, zawsze stawiając na swoim. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej? Nie potrafił się opanować. Nie potrafił tego zrobić, gdy jego ukochana kobieta, nie chcąc z nim współpracować, bezczelnie olewała padające bez przerwy pytania.
Czy przyznajesz się do winy?
Co wtedy robiłaś?
Czy wiesz, ile ci grozi?
Musiała z nim porozmawiać. Musiała się w końcu odezwać i wszystko wyjaśnić, ale cholera, ona nawet nie kwapiła się na niego spojrzeć.
Siedziała niczym królowa na swym tronie w postaci plastikowego krzesła, z nóżką na nóżce. Czerwone szpilki eksponowały jej długie nogi, a czarny, elegancki kombinezon szczupłą sylwetkę. Miała na sobie biały, sięgający gdzieś do kolan kitel z plakietką informującą o jej prestiżowym tytule. I to tak prestiżowym, że media nie dawały jej spokoju.
Syknął i niekontrolowanie wykrzywił twarz, jakby starając się znaleźć ujście dla wszystkich tkwiących w nim emocji. Musiał się uspokoić. Wiedział, że sytuacja nie prezentowała się najlepiej, ale mimo zaistniałych okoliczności miał obowiązek przeprowadzić sprawę tak jak to zawsze czynił. Jednak tym razem oskarżona nie była byle jaką klientką, bo jego najdroższą żoną, którą przysięgał bronić do końca swych dni.
— Co za zadufane w sobie babsko... — pomyślał starszy z braci, opierając się o ścianę tuż obok szczelnie zamkniętych drzwi, za którymi stało dwóch funkcjonariuszy. Wpatrywał się w trzęsące się z zdenerwowania plecy brata, nie dowierzając temu, co się działo.
Zdarzyło im się razem współpracować. Wielokrotnie miał zaszczyt obserwować zdobyte doświadczenie, niewrażliwość na problemy klientów oraz niebywałą pewność siebie w prowadzeniu nawet tych najtrudniejszych spraw. Podziwiał jego samokontrolę i każdy występ przed Wysokim Sądem. Dlatego mógł stwierdzić, że opierający się o stół Sasuke nie był tym, którego znał. Przekonał się też o wpływie, jaki miała na niego młoda Haruno. Dzięki swojemu dobremu sercu i cierpliwości potrafiła go na siebie otworzyć i zdobyć jego bezgraniczne zaufanie. Sprawiła, że zakochał się w niej bez pamięci.
— Sakura! — wrzasnął w końcu na swoją żonę, nie potrafiąc się opanować. — Gadaj, co się wydarzyło!
Milczała.
Cholera, ona milczała.
Jakim cudem tak dobry lekarz został oskarżony o morderstwo i dlaczego to była właśnie ona, najważniejsza kobieta w jego życiu? Dlaczego nie chciała sobie pomóc? Dlaczego nie odpowiadała na pytania? Nie rozumiał powodów, dla których nie chciała z nim współpracować i jak zawsze, nie rzuciła mu się w ramiona, oczekując wsparcia. Nie wiedział, gdzie podziała się ta kobieta, która zawsze z nim o wszystkim rozmawiała, prosząc o rady. O zaistniałej sytuacji dowiedział się przez telefon i choć z początku uznał to wszystko za chory żart, to widząc żonę skutą kajdankami, prawie zszedł na zawał.
Nawet nie drgnął, gdy poczuł ciężką dłoń na swoim prawym ramieniu. Wiedział, że już nie byli sami. W ciasnym pomieszczeniu pojawiła się czwarta osoba w postaci pana i władcy, detektywa i mistrza przesłuchań. Uchiha doskonale znali jego umiejętności. Kumplowali się, co weekend spotykając w barze. Mężczyzna potrafił wyciągnąć wszystko, co tylko potrzebne, ale tym razem nie byli tak zadowoleni. W końcu chodziło o ich panią Uchiha.
Detektyw bez zbędnego słowa przywitania, ze stoickim spokojem podniósł jedno z wolnych krzeseł i usiadł na nim okrakiem, trzymając przedramiona na jego oparciu. Podbródek ułożył na palcach złączonych ze sobą dłoni, beznamiętnie wpatrując się w twarz kobiety, która aż prychnęła pod nosem.
Przesłuchania rozpoczynał próbą zdobycia sympatii wojownika. Zwykł nawiązywać do osiągniętych tytułów, nawet zdarzyło mu się okazywać udawane współczucie. Sprawiał, że przeciwnik stawał się bezbronny, ale tym razem olał ten krok, doskonale znając Sakurę. Na nią działały inne chwyty.
Zaśmiał się.
— Dobra, Sakurcia. Opowiadaj mi te swoje słodkie kłamstewka, a ja sobie w tym czasie zapalę — oznajmił obojętnie, jakby nie był zainteresowany jej niemającą sensu historią. Nawet na nią nie spojrzał, gdy wsunął dłoń do kieszeni zielonego bezrękawnika w celu wyciągnięcia paczki papierosów i zapalniczki.
Jak każdy, miał swój styl. Posiadał własny sposób formułowania myśli i ustaloną kolejność zadawania pytań. Nawet Sakura wiedziała, że lubił budować piramidy z pułapkami, na każdego znajdując haka. Był tak upierdliwy, że potrafił zwracać uwagę na barwę głosu. Dostrzegał to, czego większość nie potrafiła, co czyniło go mistrzem w swoim fachu. Zdawał sobie sprawę, że w materiale dowodowym liczyło się tylko kilka kartek, a pozostała część tworzyła niepotrzebny dym, który tylko smrodził w aktach swoim bullshitem. A spór mógł się toczyć o dosłownie wszystko, nawet jebane przecinki.
Musiał odtworzyć rzeczywistość, czyli to, co się wydarzyło na miejscu zbrodni. Na sali operacyjnej.
— Czternasty lipca. Co wtedy robiłaś? — zaczął, zaciągając się papierosem. Nie produkował się i chyba nawet nie zwracał uwagi na mężczyzn, którzy, mimo ich bliskiej relacji, byli gotowi dać mu porządnie w pysk za zranienie ważnej dla nich kobiety.
Chwila ciszy.
— Chcesz, żeby twój mężulek i drogi mi przyjaciel dostał zawału przez twoje durne odpierdalanie? — zapytał chłodno. — Nigdy nie byłem wam przychylny. Od początku uważałem wasz związek za pomyłkę.
Westchnęła.
— Ty umyśle kartezjański... z twarzy swojego męża wnioskuję, że ma się bardzo dobrze mimo nerwów, których staram się mu właśnie nie dokładać — oznajmiła pani kardiochirurg. W końcu przemówiła swym anielskim głosem, na którego brzmienie drgnął młodszy z braci. Tak dawno go nie słyszał, że chyba zatęsknił.
Nawet się nie poruszyła, wciąż siedząc w tej samej pozycji. Sakura wyglądała na zbyt pewną siebie, co wywoływało mieszane uczucia w sercach mężczyzn. Znali się może nawet za dobrze. Ciężko było im uwierzyć w winę kobiety, ale wszystko wskazywało na spędzenie reszty życia za kratami.
Czy popełniła przestępstwo, z którego była dumna jak paw?
— Co wtedy robiłaś? — ponowił pytanie.
— Operowałam.
— Sukces... — pomyślał Itachi; ten, co się najmniej udzielał. Zdecydowanie bardziej wolał spoglądać na brata, starając się wyłapać moment, w którym musiałby w końcu wkroczyć do akcji i go uspokoić. Na jego szczęście młodszy Uchiha twardo się trzymał. Czuł, że walczył z samym sobą, na zewnątrz zachowując się tak, jakby nic go nie wzruszało. Niebezpiecznym zapalnikiem okazał się ich przyjaciel, który miał na celowniku jego ukochaną kobietę.
— Przez cały dzień?
— Tak, operowałam przez cały dzień, mając ręce pełne roboty. Przypominam, że jestem ordynatorem.
— Ah... czy pani ordynator na pewno operowała?
— Operowałam — powtórzyła tym samym, chłodnym tonem.
— Czy ofiarą był tłuścioch Shin?
Na te słowa Sakura nieznacznie drgnęła.
— Owszem.
— Czy go zabiłaś?
— Nie.
— To dlaczego przyznałaś, że był ofiarą?
— Nie przyznałam,
— Przyznałaś, wisienko.
Kolejna chwila ciszy.
— Mamy pięciu świadków. Chyba, że bogaty starzec przemówi z grobu. Co ty na to, Sakura?
— Mam męża prawnika. Naprawdę myślisz, że odważyłabym się zabić profesora, któremu zdarzyło się mnie obmacywać za czasów studenckich? — przemówiła, akcentując każde wypowiedziane słowo. Co więcej, nawet nie spojrzała na swojego ukochanego, który chyba nie zdawał sobie sprawy z jej bolesnej przeszłości. — Nie bądź głupi. Szkoda mi tytułu.
— Mamy motyw, skarbie. Morderstwo z premedytacją.
I to właśnie w tym momencie Sasuke zrobił krok w przód. Zaniepokojony Itachi wyciągnął rękę w celu zatrzymania jego zwierzęcych napadów złości, ale dostrzegając wręcz wymalowane politowanie na jego twarzy, odpuścił. Zrozumiał, że się ogarnął i w końcu miał zamiar przystąpić do działania.
Młodszy Uchiha poprawił miejsce, w którym powinien znajdować się krawat i spojrzał z charakterystyczną wyższością na siedzącą dwójkę.
— Wystarczy. Muszę porozmawiać z klientką.
Był zimny. Trzymał dystans. Sakura odniosła wrażenie, jakby spotkała Sasuke sprzed laty; tego, który nawet się do niej nie uśmiechnął. Olewał ją, wyzywał od irytujących prostytutek. Tamten Uchiha nie okazywał zbyt wiele emocji, wręcz był zapatrzony w siebie, ale to właśnie sprawiło, że dostał się na sam szczyt. I właśnie takiego go pokochała.
Jak mawiał Cyceron, abyśmy mogli być wolni, jesteśmy niewolnikami prawa.
Notatka: Moje uszanowanie. Z tej strony Blackey, może być Ananas.
Będzie krótko.
W pierwszej kolejności chcę podziękować osobom, które mimo braków postów postanowiły obserwować moją twórczość. Jestem zdumiona, że zapowiedź okazała się być tak dobra.
Przed Wami prolog w postaci części ogólnej. Macie artykuły i paragrafy, nietrudno więc wywnioskować jaką formę przyjmie dane opowiadanie. Jakby ktoś pytał, przewiduję 12 rozdziałów i drugi sezon. Dodatkowo będą się pojawiały jednopartówki, jedne nawiązujące bezpośrednio do opowiadania, drugie nie. Zapewniam, że wszystko będzie miało swoje ręce i nogi.
Z tego też miejsca pragnę jeszcze podziękować Blue Bell za wykonanie tego szablonu, który nie ukrywam, że dał mi porządnego kopa w tyłek, jeśli chodzi o pisanie. Wydaje mi się, że trafienie na Twojego bloga nie było tak przypadkowe. Dzięki za pomoc i wyczekuj specjalnej niespodzianki.
Kwestia błędów, jeśli takowe się pojawiły, proszę o ich wytknięcie, byle kulturalnie. Miałam długą przerwę od pisania, w rzeczy samej skupiałam się na innych sprawach i sama czuję, że wyszłam z wprawy.
Pozdrawiam i mam nadzieję na przyjemne przyjęcie do zacnego grona twórców SasuSaku, ponownego.
Do następnego!
Na wstępie powiem, że paragrafy jako numery rozdziałów mnie rozbawiły, ale to ze względu na to, że znam twoje zamiłowanie do prawa.;)
OdpowiedzUsuńHistoria mnie strasznie zaciekawiła, wiec z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. :) Masz talent do pisania. Jeżeli kiedyś wydasz książkę, to pamietaj, że będę pierwszą osobą, która ją kupi.
Dobrze wiesz, że się nie spodziewałam Twojego komentarza. Liczyłam na krótką opinię w wiadomości prywatnej, więc możliwe właśnie dlatego tak bardzo się cieszę. W każdym razie - dzięki i jestem mile zaskoczona, że aż tak po mnie widać zamiłowanie do prawa. Może wyrośnie ze mnie coś dobrego, sekretarko adwokata :) A Ciebie zaciekawić... trzeba być mistrzem. Jestem zaszczycona!
UsuńCześć 😀 powiem szczerze, że opowiadanie mnie zaciekawiło. Nie zauważyłam błędów. Myślę, że nie wyszłaś z wprawy, dobrze się czytało. Najbardziej podoba mi się to, że akcja dzieje się w Tokio ♡
OdpowiedzUsuńDo następnego (życzę weny :D)
Cześć, Bunko.
UsuńSzczerze przyznam, że Ciebie się tutaj nie spodziewałam, ale to i tak nie zmienia faktu, że jest mi niezmiernie miło gościć Cię na moim blogu.
Dziękuję za miłe słowa, ale osobiście uważam, że jednak troszeczkę wyszłam z wprawy. Trochę zesztywniałam, ale wierzę, że już przy kolejnym rozdziale pokażę na co mnie tak naprawdę stać.
Akcja nawiązuje do Tokio, bo i bohaterowie pochodzą z Japonii. Gwarantuję jeszcze kilka innych zapierających dech w piersiach lokacji.
Dzięki i do następnego!
Opowiadanie jest super! Trafiłam na nie czystym przypadkiem, zanim pojawił się jakikolwiek rozdział i nie żałuję. Z pewnością zostanę do końca! Nigdy nie lubiłam prawa, baaaa te sprawy nawet mnie nie interesowały, ale opowiadania to już inna sprawa :). Przede wszystkim brawa za oryginalność! Czuję, że to nie będzie typowy romansik, a opowiadanie z klasą. Coś z czym jeszcze się tutaj nie spotkałam. Ciekawy jest obraz zakochanych. Sakura przeżyła tragedię, została słynną panią kardiolog i.... zabiła (prawdopodobnie) gościa, który znęcał się nad ni seksualnie. Dobrze tak profesorowi, zasługiwał na śmierć. Nienawidzę jak stare chuje uważaj, że każdą młodą mają prawo dotyka. Oblechy.....
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Sasuke. Zajebisty prawnik, zakochany w Sakurze do końca, nie może uwierzyć w to, co niby uczyniła jego kobieta. Podoba mi się, że mimo iż jest oschłym prawnikiem, to bym go brała. Poważnie XD. Prolog króciutki, czekam z niecierpliwością na kontynuację. Czuję, że w Twojej historii dojdzie do jakiegoś zajebistego rozpierniczu! I tak trzymać! Niech te 60% rośnie i rośnie, aż dobije 100 :D
Pozdrawiam!
PS swoją drogą:
" Olewał ją, wyzywał od irytujących prostytutek". Czyżby jakaś mroczna przeszłość? ;>
Nigdy nie przestaną mnie zachwycać tak długie komentarze... bardzo dziękuję!
UsuńPrawo życiem, także nie mogło być inaczej. Starałam się stworzyć coś oryginalnego, mało spotykanego z tym paringiem i chyba mi się to udało :) Ich obraz jest dość skomplikowany, ale niezmiernie się cieszę, że prolog wywołał w Tobie tak wiele uczuć.
Sakura będzie nietypową kobietą - raczej z takim jej przedstawieniem się jeszcze nie spotkałam, także myślę, że powinna zaciekawić i uczynić te opowiadanie jeszcze lepszym. Również nienawidzę takich obleśnych staruszków, którzy myślą, że wszystko im wolno, gdy tak naprawdę w ich wieku już bez odpowiednich tabletek się nie obejdzie.
Prolog krótki, bo i taki miał być. Miał tylko przedstawić zarys tego, co będzie się działo. Jeśli się spodobał, to zdecydowanie połechtałaś me ego swoją opinią! Będę czekać na więcej, bo w rzeczy samej takie komentarze bardzo budują i motywują do pisania.
I będzie dużo mrocznej przeszłości... potwornie.
Wielkie dzięki i do następnego!
Dopiero znalazłam czas... jak mi z tym źle :(
OdpowiedzUsuńOn może przewrócił ten stół razem z krzesłami? XD Tak go poniosło!
Aaaa! Doznałam szoku! Ja tak czytając myślałam, że to będzie Karin... moja główka już sobie jakiś wątek ułożyła, że Sasuke to pozna Sakurę podczas całej tej sprawy i romans będzie, a tu bam! To dreszczy dostałam!
I później mam takie wow. Tyle pytań ciśnie mi się na usta, że nawet nie wiem od czego zacząć. Czuję nosem jakąś niemiłą przeszłość. Zakochany Sasuke, a to ci dopiero! Jestem oszołomiona. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz to uczucie pojawiło się u mnie podczas czytania ff o sasusaku.
I w ogóle dlaczego oni uważają, że małżeństwo naszej kochanej pary było błędem? I że Sakura pokochała takiego agresywnego Saska, czy co? Masochistka z niej?
Jeny... Ty dawaj kolejny rozdział!
Weny, weny, weny i czaaasu!
To ja się cieszę Blackey, że mogę czytać tę świetną historię! I dziękuję również za miłe słowa ♥
Pozdrawiam cieplutko ♥
Moje uszanowanie, Blue Bell!
UsuńCieszę się, że w końcu mogę przeczytać Twoją opinię na temat tej krótkiej zapowiedzi. Przyznam się do tego, że nie mogłam się doczekać Twojego komentarza i to zważając na to, że podczas tworzenia dla mnie szablonu słuchałaś mych historyjek oraz wątpliwości. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy moja upierdliwość Cię nie zraziła, haha.
Mam nadzieję, że te dreszcze, to z podniecenia a oszołomienie nie jest oznaką czegoś złego. Na Karin jeszcze przyjdzie pora, ale mogę zagwarantować, że na pewno nie będzie piskliwą szmatą, jak w większości opowiadań.
Na resztę nie odpowiem, bo to niespodzianka. Gorąca niespodzianka, bo jeśli zapowiedź aż tak przypadła do gustu, to nie mam już do tego jakichkolwiek wątpliwości.
Dziękuję za pomoc i motywację, bo nawiązując jeszcze do komentarza, którego zostawiłam pod jednym z twoich opowiadań - miałaś w tym swój udział.
Pozdrawiam.
Witam
OdpowiedzUsuńZazwyczaj dużo czasu mi zabiera, zanim skomentuje coś, co przeczytam. Dlatego z góry przepraszam, za mało konstruktywny komentarz.
Zaciekawiłaś mnie formą opowiadania. Rozpisanie wszystkiego jako paragrafów, jest niecodziennym zabiegiem, który bardzo mi się spodobał.
Co do samej treści, to nie wiem co się dzieje, że teraz wszyscy piszą kryminały :D A tym bardziej jak to się dzieje, że każda historia mimo podobieństw jest wciągająca.
Nie mogę się doczekać kontynuacji!
Pozdrawiam i zapraszam do siebie !
Kropcia
Witam!
UsuńNie wiem jak to się stało, że wcześniej nie odpowiedziałam na Twój komentarz. Najmocniej przepraszam. I dziękuję za słowa otuchy nie tylko tutaj, ale i również na facebooku. Nie ukrywam, że to przemiłe i niebywale motywujące.
Mam nadzieję, że zaciekawię nie tylko formą opowiadania, bo paragrafy przy fabule są niczym. Od początku planowałam stworzyć coś oryginalnego, dlatego też nie przejmowałam się słowami typu "kolejny kryminał, daj spokój". Wyjdzie w praniu, czy mi się udało :))
Kontynuacja już niebawem i to wraz z wyjaśnieniami, dlaczego tak późno.
Wysyłam gorące pozdrowienia w ten mroźny wieczór.
Dzień dobry, witam i o zdrówko pytam. ;)
OdpowiedzUsuńRozdział mnie zaciekawił. Postać Sakury, jako pewnej siebie pani ordynator, posądzonej o morderstwo? Ciekawe. :D
Jej mąż jej prawnikiem? Cholercia. :D
A kim ten detektyw? Bo nie wiem, ale już nie budzi mojej sympatii. xD Chyba że wyciągnie ją z kłopotów, to co innego. :D
Ale jesem ciekawa, co tam się wydarzyło. Szczerze? Teraz uważam, że jest winna. xD
A teraz słowo o dilogach, bo widzę, że zapisujesz je błędnie. Nie wiem, w czym tworzysz rozdziały, ale dialogi zaczynamy:
pauza — [skrót klawiszowy: alt+- z klawiatury numerycznej lub alt+1051]
lub
półpauza – [skrót klawiszowy: alt+ctrl+- z klawiatury numerycznej lub alt+1050].
A myśli bohaterów nie zamykaj w dywizach, tak jak robisz to z dialogami. Użyj cudzysłów, albo samej kursywy. I bądż w tym konsekwentna.
Więcej uwag chyba nie mam.
Czekam na nowy rozdział.
Pozdrawiam serdecznie!
Dzień dobry.
UsuńDziękuję za uwagę. Wcześniej jakoś nie zwróciłam na to uwagi, także bardzo się cieszę, że się pojawiłaś i wytknęłaś mi to, co zrobiłam źle. I to w tak spokojny, bez hejtu sposób. Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej.
I jeśli już pytasz o zdrówko, to powiem, że mi ostatnio nie dopisuje i choć rozdział został już dawno napisany, tak jakoś nie miałam sił na korektę. Może uda mi się to zrobić w przeciągu następnego tygodnia, bo widzę, że nawet po tak długim czasie, miesiącu, wciąż pojawiają się osoby zainteresowane moją twórczością. To jednak motywuje, także jeszcze raz dzięki!
Pozdrawiam.
A czemu miałabym hejtować? Kiedyś też tego nie wiedziałam, ktoś mnie uświadomił i teraz, jak widze u kogoś jakieś błędy techniczne to wolę zwrócić uwagę ;) Sama oczekuję, że ktoś mi powie, jak coś jest u mnie nie tak. Hejt nie jest potrzebny nikomu do szczęścia.
UsuńA jesień to taka zdradziecka pogoda, bo dużo osób choruje. Ja mam szczęście, bo mnie nic nie złapało i mam nadzieję, że tak zostanie.
Tobie w takim razie zdrowia życzę i mnóstwa weny! :3
Zgadzam się z tym, że hejt nie jest potrzebny do szczęścia. Niemniej jednak większość ludzi nie potrafi tego zrozumieć i zamiast w spokoju wytłumaczyć błędy, to wolą krytykować. Dlatego doceniam i liczę na znacznie więcej uwag, choć mam nadzieję, że tak wiele ich nie będzie. Lubię się popisywać i wierzę, że uda mi się Was wszystkich zaskoczyć, i to pozytywnie! :))
UsuńDziękuję za zdrowie i wenę, choć ona to ze mnie już wypływa.
Pozdrawiam serdecznie!